Koparki w pobliżu rezerwatu "Wieliszewskie Łęgi" zauważył członek stowarzyszenia Nasz Bóbr. Okazało się, że ciężkie maszyny uszkodziły trzy tamy bobrów. Sprawa trafiła do policji. Stowarzyszenie złożyło także zawiadomienia do prokuratury.
Jak opisało stowarzyszenie w mediach społecznościowych, 17 stycznia ich "bobrowniczy" Paweł Jabłoński "trafił na stado żółtych koparek pasących się na łące w bliskiej odległości rezerwatu Wieliszewskie Łęgi. Ciężkie maszyny miały nie tylko osuszać potok, ale także wybierać rośliny i muł, a w końcu uszkodzić tamy bobrów. "Jak się okazało jedna z koparek postanowiła zeżreć tamę w samym już rezerwacie" - napisano na Facebooku.
Z opisu wynika, że Jabłoński wrócił na miejsce rano, by lepiej ocenić skalę zniszczeń. Dowiedział się też, że prace zostały zlecone przez Wody Polskie. Przyjechali także inni członkowie stowarzyszenia. "Mimo że operatorzy zostali powiadomieni, że łamią prawo, to rozjechali się po terenie i przystąpili do kontynuowania dewastacji. Żadna z osób z Wód Polskich w terenie się nie zjawiła. Namierzyliśmy więc wszystkie pracujące koparki i jeszcze raz wskazaliśmy kierowcom jakie przepisy prawa łamią" - podało stowarzyszenie.
O sprawie poinformowano także Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. "Niestety RDOŚ posiada tylko jeden samochód na województwo mazowieckie i inspektora swojego na miejsce nie wyślą. Nawet nie powiadomią policji, dopóki my nie zgłosimy im tego na piśmie" - ubolewa Nasz Bóbr.
"Okazało się, że żadnej zgody Wody Polskie nie posiadały"
O sprawie poinformowano także policję w Wieliszewie. "Przedstawiliśmy naszą wersję oraz wskazaliśmy policjantowi zniszczenia, jakich dokonano w rezerwacie. A dokładnie zniszczoną tamę bobrową i spuszczoną wodę w znacznej części rezerwatu (około 40 cm). Tutaj ważne jest, aby dodać, że rezerwat "Wieliszewskie Łęgi", od zeszłego roku, objęty jest czynną ochroną, również ze względu na wysychanie" - wskazali dalej we wpisie.
Z dalszej relacji stowarzyszenia wynika, że jedna z osób obsługujących koparkę przekazała policjantowi, że robotnicy mają wszystkie zgody na prace, a "dokumenty są w Wodach Polskich". "My domagaliśmy się od nich decyzji RDOŚ na niszczenie tam bobrowych na kanałach, oraz decyzji GDOŚ na prace w rezerwacie (karą za prace w rezerwacie bez pozwolenia jest nawet więzienie o czym mówi KK). Policjant zadzwonił więc do WP i przekazał nam informację, że WP potwierdziły posiadane wszystkich zgód i w razie czego, zapraszają nas do swojej siedziby" - opisało stowarzyszenie.
"Okazało się, że ŻADNEJ zgody Wody Polskie nie posiadały. Rzekoma ostatnia decyzja wygasła w grudniu 2022, a nowej nie posiadają. Na prace w rezerwacie oczywiście również żadnej zgody nie posiadali. W obecnej sytuacji prace nie mogły być kontynuowane. Pracownik Wód Polskich zadzwonił jeszcze przy nas do podwykonawców i ich praca została wstrzymana" - napisali członkowie stowarzyszenia na Facebooku.
Bobry mieszkały tu od kilkunastu lat
Z relacji Romana Głodowskiego ze stowarzyszenia Nasz Bóbr dla "Gazety Stołecznej" wynika, że prace dotknęły przynajmniej trzech rodzin bobrów. Opisał, że w rezerwacie, gdzie zniszczono jedną tamę, mieszkała jedna rodzina, czyli kilka osobników. Bobry żyły tam od przynajmniej kilkunastu lat. Jak ocenił, kolejne dwie tamy koparki zniszczyły już poza granicą rezerwatu. Wskazał, że w tym miejscu żyły dwie bobrze rodziny.
W rozmowie z tvnwarszawa.pl Głodowski potwierdził, że w poniedziałek stowarzyszenie złożyło zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie.
Wody Polskie odpowiadają
Poprosiliśmy Wody Polskie, by odniosły się do sprawy. Zapytaliśmy, czy to prawda, że celem prac było niszczenie tam bobrowych i dlaczego podjęto takie działania. "Celem prac nie było niszczenie tam bobrowych, a prowadzenie prac utrzymaniowych na urządzeniach wodnych, co wiążę się również z rozbiórką tam bobrowych. Działania te nakłada na PGW WP Ustawa Prawo wodne art. 227" - czytamy w odpowiedzi biura prasowego WP. "Prace zostały przeniesione na inny odcinek. Nie prowadzono działań na terenie rezerwatu, a na sąsiedniej działce nie wchodzącej w skład rezerwatu. Sprawa jest procedowana" - dodano.
RDOŚ: nie było zezwolenia
Komentarza udzieliła nam również Agata Antonowicz, rzeczniczka RDOŚ w Warszawie. - W okresie prowadzonych w styczniu br. prac na tym terenie, nie obowiązywało żadne zezwolenie na odstępstwo od zakazów w stosunku do bobra europejskiego, nie byliśmy także informowani o zamiarze przystąpienia do tego typu działań - wskazała.
Dodała też Wody Polskie (Zarząd Zlewni w Dębem) "uzyskało zezwolenie na wielokrotne ręczne usuwanie tam bobra europejskiego na rowach melioracyjnych Jeziora Zegrzyńskiego w terminie do dnia 31 grudnia 2022 r. (decyzja z dnia 2 grudnia 2019 r.)".
Potwierdziła też, że 18 stycznia 2023 roku do RDOŚ wpłynęła wiadomość elektroniczna od przedstawiciela Stowarzyszenia "Nasz Bóbr", adresowana do PGW Wody Polskie, dotycząca "dalszych prac w obrębie rowów melioracyjnych, w okolicy rezerwatu przyrody Wieliszewskie Łęgi". - Z informacji tej nie wynikało, aby działania były prowadzone w obrębie samego rezerwatu - wskazała rzeczniczka.
Chcą wyjaśnień od Wód Polskich
Jak podsumowała, RDOŚ wystąpił do Wód Polskich "z prośbą o przedstawienie wyjaśnień w przedmiotowej kwestii, w szczególności przedstawienie informacji czy prace prowadzone były na terenie rezerwatu przyrody Wieliszewskie Łęgi, jak również czy realizowane były działania obejmujące rozbiórkę tam bobrowych".
Od policji dowiedzieliśmy się z kolei, że około południa, 18 stycznia, policjanci z Wieliszewa podjęli interwencję w tej sprawie, ponieważ dostali informację o tym, że ktoś bez zezwolenia niszczy tereny rezerwatu.
- Do tej chwili nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego zawiadomienia w tej sprawie. Nasze działania były podejmowane wyłącznie w formie interwencji. Skierowani na miejsce policjanci ustalili telefon do inspektora Wód Polskich, który w rozmowie telefonicznej potwierdził, że mają pozwolenia na wykonywanie prac i jest ono do wglądu w siedzibie Wód Polskich. Taką informację przekazano zgłaszającemu, z jego zapowiedzi wynikało, że miał to osobiście sprawdzić - poinformowała nas 24 stycznia rzeczniczka policji w Legionowie Justyna Stopińska.
Jak zaznaczyła, przekazano zgłaszającemu, że może złożyć zawiadomienie, jeśli będą jakieś wątpliwości, co do dokumentów, na które powołują się Wody Polskie.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl