O tej sprawie pisaliśmy 20 czerwca. Teraz, w rozmowie z tvnwarszawa.pl, prokurator przekazała szczegółowe ustalenia śledczych.
Precyzyjny plan
86-letni mieszkaniec Warszawy był bardzo zamożnym człowiekiem. Na co dzień zajmował się pośredniczeniem w sprzedaży nieruchomości.
– Mimo swojego wieku wciąż aktywnie działał w tej branży – zaznacza Anna Żeromska, wiceszefowa prokuratury rejonowej w Nowym Dworze Mazowieckim.
I to właśnie bogactwo mężczyzny miało skusić Monikę A., byłą funkcjonariuszkę służby więziennej. Dobrze znała ofiarę.
Według ustaleń prokuratury, to właśnie Monika A. opracowała plan zbrodni.
- Kobieta miała przygotowany bardzo precyzyjny plan działania. Motywem tej okrutnej zbrodni było przejęcie majątku – mówi prokurator Żeromska.
Miało chodzić o kilka mieszkań w ścisłym centrum stolicy. Według szacunków śledczych, wartość nieruchomości należących do 86-latka to kilka milionów złotych.
Ciało w walizce
Śledczy uważają, że w zabójstwie agenta nieruchomości pomagał 19-letni Grzegorz R. Z Moniką A. poznał się w Zaborowie. Prokuratura nie zdradza szczegółów ich relacji.
Według śledczych na początku maja, tuż po zabójstwie, chłopak wspólnie z A. ciało spakowali do walizki i przewieźli do lasu we Wróblewie (powiat płoński). Wrócili tam po trzech tygodniach. Zwłoki odkopali, a następnie spalili i zakopali w zupełnie innym miejscu.
Prawdopodobnie chodziło tutaj o zatarcie śladów. Pomagać miała 15-letnia mieszkanka Sochocina, która przyjaźniła się z Moniką A.
Po morderstwie A. miała przystąpić do realizacji kolejnej części planu - przejęcia nieruchomości. W jaki sposób? Śledczy wciąż badają ten wątek. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mogło tutaj dochodzić do fałszowania różnych dokumentów, między innymi aktów notarialnych.
Sprawa wyszła na jaw po zgłoszeniu od znajomego ofiary.
Trzy osoby z zarzutami
30-letnia kobieta i jej 19-letni kompan zostali aresztowani na trzy miesiące. Grozi im dożywocie. Oboje nie przyznają się do winy.
Z kolei 15-latka usłyszała zarzut pomocy przy zacieraniu śladów. Jej sprawa trafiła do sądu rodzinnego.
Bartłomiej Frymus – b.frymus@tvn.pl /mz
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24