Na granat z okresu II wojny światowej policjanci natknęli się w czwartek, około godz. 14.30.
– Natychmiast powiadomiliśmy saperów i zabezpieczyliśmy teren – informuje nadkom. Ewelina Gromek-Oćwieja, rzeczniczka policji w Starych Babicach. Policjanci pilnowali niewybuchu do czasu przyjazdu saperów. – Takie są przepisy. Funkcjonariusze wymieniali się w tym czasie – mówi Gromek- Oćwieja.
"Mają 48 godzin"
Saperzy pojawili się w piątek. Po prawie 20 godzinach.
Dlaczego dopiero wtedy? Jacek Matuszczak z biura prasowego dowództwa wojsk lądowych zapewnia, że czas interwencji nie miał związku z trwającym długim weekendem. Nawet w czasie dni wolnych od pracy sperzy pełnią dyżury.
- O kolejności podejmowanych przez saperów interwencji decyduje rodzaj zagrożenia - mówi.
Czy to oznacza, że saperzy mieli w tym czasie inne zgłoszenia? - Możliwe, ale nie mam dostępu do ich wykazu - informuje. I podkreśla, że saperzy zmieścili się w normach czasowych. Zgodnie z przepisami - od momentu otrzymania zgłoszenia - mają 48 godz. na interwencję. – W pilnych przypadkach to są 24 godz. Tu granat znajdował się blisko lasu, więc nie było bezpośredniego zagrożenia życia ludzkiego - dodaje.
Tak pracują
Matuszczak wyjaśnia również, że w okolicach stolicy działają dwa patrole saperskie: w Kazuniu i Nowym Dworze Mazowieckim.
– Patrol zawsze składa się z 8 osób. Przed wyjazdem na akcję muszą pobrać niezbędny sprzęt, m.in.: materiały wybuchowe, żeby w razie potrzeby zdetonować niewybuch na miejscu znalezienia – tłumaczy.
par/mz
Źródło zdjęcia głównego: TVN24