Jolanta Brzeska, założycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów zginęła w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. A sprawa staje się dużo bardziej zagadkowa jeżeli pozna się akta śledztwa. Przyjrzała się im Daria Górka z programu "Czarno na Białym".
Pięć lat po makabrycznej śmierci Jolanty Brzeskiej, której spalone ciało znaleziono w Lesie Kabackim, w sprawie wciąż więcej jest znaków zapytania, niż faktów. Prokurator prowadzący śledztwo przyjął jako założenie, że założycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów została zamordowana, ale sprawcy nie udało się ustalić. Dlatego dwa lata temu sprawa została umorzona.
Bliscy Brzeskiej nie mogą się z tym pogodzić. Podejrzewają, że jej śmierć miała związek z działalnością w ruchu lokatorskim. – Nie wiem, czy zdecydowałaby się na stawanie okoniem, gdyby wiedziała, że tyle może stracić – mówi dziś Magdalena Maria Brzeska, córka Jolanty.
Mówiła: jestem zastraszana
Od lat 50. Jolanta Brzeska żyła w kamienicy na Mokotowie, w mieszkaniu komunalnym. W 2006 roku nowy właściciel przejął od miasta część kamienicy, wraz z mieszkaniem kobiety. Według córki Brzeskiej, wtedy zaczęły się szykany, które miały ja zmusić do opuszczenia lokalu. W archiwum TVN 24 zachowały się jej wypowiedzi. - Przeżyliśmy koszmar, jak walił i piłował drzwi, baliśmy się pożaru. Nie mogę spać po nocach, jestem zastraszona, cały czas czuję niepokój o jutro – mówiła nam w grudniu 2008 roku.
Rok wcześniej, wraz z innymi mieszkańcami kamienicy, założyli Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów – organizację, która zrzeszała ludzi walczących z kamienicznikami. Chodzili na rozprawy, interesowali tematem media, studiowali prawo lokatorskie.
- Była jedną z niewielu, której udawało się wygrywać sprawy, dlatego ludzie do niej garnęli – wspomina Janusz Baranek ze stowarzyszenia. – Poznała sposoby działania ludzi przejmujących budynki i musiała za to zapłacić życiem – dodaje.
Podobnie uważali biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie, którzy stworzyli portret psychologiczny potencjalnego zabójcy. "Można przypuszczać, że sprawcy byli osobami związanymi ze sprawą odzyskiwania nieruchomości lub zostali wynajęci przez takie osoby" – pisali. Ich opinia miała pomóc śledczym zawęzić kręg podejrzanych, ale podejrzanych ostatecznie nie wskazano.
Błędy przy zbieraniu dowodów
- Nie ma żadnego dowodu wobec osób, z którymi pani Brzeska była skonfliktowana, nawet w tym zakresie nie ma motywu, ponieważ nie można utożsamiać pewnego konfliktu sądowego z motywem zabójstwa – twierdzi przyznaje Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Janusz Baranek twierdzi, że dowody zostały zatarte. Pytanie tylko, czy świadomie, czy przez nieudolność policjantów. Prokuraturze nie udało się ustalić, jak ofiara znalazła się w Lesie Kabackim, gdzie znaleziono jej spalone ciało. Nie wiadomo kiedy i dlaczego wyszła z mieszkania zostawiając portfel i telefon, a także co stało się z jej aparatami słuchowymi.
O niewłaściwym zabezpieczeniu materiału dowodowego znalezionego na miejscu napisali także eksperci z Instytutu Sehna we wspomnianej opinii.
- Umorzenie postępowania z powodu niewykrycia sprawcy, nigdy nie jest sukcesem prokuratury, ani policji. To rodzaj porażki, ponieważ stwierdzamy, że zostało popełnione przestępstwo, ale jednoczenie nie umiemy ustalić sprawcy. Czasami mimo wykonania wszystkich czynności dowodowych na dany czas sprawcy ustalić nie można – broni działań śledczych prokurator Nowak. Popełnionych błędów nie dostrzega.
Daria Górka /b/ec