Zabiła koleżankę i jej dzieci. Wyrok w głośnej sprawie

Kara za zabicie Pauliny L.
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
To pierwszy taki wyrok dla kobiety w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga. Magdalena M. została skazana na dożywocie. W 2015 roku kobieta zabiła swoją koleżankę Paulinę L. i dwójkę jej małych dzieci mieszkających w kamienicy przy Stalowej.

Magdaleny M. w sądzie nie było. Na sali siedziała rodzina Pauliny L. Kiedy ogłoszono wyrok - 25 lat za morderstwo kobiety, a za zabójstwo dzieci – rocznego Norberta i 8-letniej Oliwii dożywocia, babcia zamordowanych głośno odetchnęła. Wtedy sędzia Piotr Gocławski przeszedł do uzasadnienia wyroku i odtworzenia sekwencji zdarzeń z 1 listopada 2015 roku.

"To nie była zbrodnia zaplanowana"

Magdalena M. do kamienicy przy Stalowej weszła późnym wieczorem. Wcześniej wysłała do koleżanki SMS-a, zapytała, czy dzieci śpią, chciała porozmawiać – Paulina L. była jej winna pieniądze, doszła też kwestia rozstania M. z jej partnerem, za co obwiniała późniejszą ofiarę.

Kobiety się pokłóciły, a Magdalena M. zadała Paulinie L. kilkanaście ran. Potem wyszła, ale wkrótce wróciła. Aby zatrzeć ślady morderstwa, podpaliła mieszkanie. Dzieci Pauliny zmarły w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Z kamienicy na Stalowej zniknęły dwa telefony, pieniądze i cztery pierścionki, które skazana zdjęła z rąk Pauliny.

O tym, że tej nocy Magdalena M. zabiła, sąd wiedział niemal od początku. Kobieta przyznała się, ale jedynie do zabójstwa Pauliny L.. Nie przyznała się jednak do zabójstwa jej dzieci. Niejasny był też motyw.

Prokuratura twierdziła, że przyczyną był rabunek. Był 1 listopada, a Paulina L. handlowała pańska skórką na Cmentarzu Bródnowskim – pieniądze więc miała.

- Nie ma dowodów, że Magdalena M. przyszła do kamienicy z zamiarem odebrania życia Paulinie. Dowody nie wskazują, że była to zbrodnia zaplanowana – mówił w poniedziałek sędzia Piotr Gocławski.

Motywem nie był rozbój

Zanegował również, że motywem zbrodni był rozbój. Magdalena ukradła dopiero, kiedy drugi raz wróciła na Stalową.

- Po morderstwie Magdalena postanowiła wrócić i upozorować kradzież. Zabrała pierścionki, dwa telefony i pieniądze. Telefony ukradła z szafki, przy której leżały dzieci. Wszystkiego się pozbyła. Pieniądze wydała na grę w automaty – odtwarzał przebieg zdarzeń sędzia.

Sąd zaprzecza wersji, którą przedstawiła oskarżona, jakoby nie wiedziała, że w domu są dzieci. Zdaniem biegłych mogła o tym nie myśleć, działała w stresie – chwilę wcześniej zabiła.

- Gdyby chciała te dzieci zabić, mogła użyć innych środków. Każdy człowiek, o choć średniej inteligencji wie, że wzniecając pożar nie ma już na to wpływu. Przewidywała, że zabije dzieci i się na to godziła – mówił sędzia.

"Działała z niskich pobudek"

Jako okoliczność łagodzącą sąd uznał, że kobieta nie była wcześniej karana i to, że współpracowała z policją. Jednak w ostateczności niewiele jej to pomogło.

- Oskarżona działała z niskich pobudek, odebrała życie młodej matce i dwójce dzieci, które miały przed sobą całe życie, powiedziała, że żałuje, ale nie była to skrucha szczera. Wyjaśnienia kobiety były ukierunkowane na złagodzenie winy – tłumaczył sędzia.

Wyrok jest nieprawomocny.​

kz/mś/jb

Czytaj także: