Duży przedmiot wydobyty z wody przypomina beczkę. – To najprawdopodobniej zbiornik olejowy samolotu Liberator, zestrzelonego w nocy z 13 na 14 sierpnia 1944 roku – zdradza Katarzyna Utracka, historyczka z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Zerowa widoczność
Przedmiot znaleziono w środę po południu, w centralnej części jeziorka, około 100 metrów od brzegu. Leżał dwa metry pod taflą wody. Wydobycie zbiornika z wody nie było łatwe.
- Obiekt wybadaliśmy wykrywaczem metali. Widoczność była zerowa. Musieliśmy go znaleźć tylko na podstawie wyczucia dłońmi - opowiada kmdr ppor. Robert Polewski, szef Zespołu Nowych Technik Ratowniczo-Nurkowych Wojska Polskiego, który dowodził akcją poszukiwawczą.
Jednemu z nurków jeszcze pod wodą udało się określić wymiary zbiornika. - Podjęliśmy decyzję o wydobyciu go nad wodę. Na powierzchni okazało, że przedmiot jest bezpieczny, potem wyciągnęliśmy go na brzeg - dodaje żołnierz.
Teraz szczegółowe badania
Teraz znalezisko trafi do Muzeum Powstania Warszawskiego. – Musimy poddać je konserwacji, zdjąć warstwę nalotu, być może wówczas odsłonimy numery seryjne i będziemy mogli w stu procentach zidentyfikować zbiornik – wyjaśnia Utracka.
Jeśli okaże się, że wydobyte znalezisko to fragment Liberatora, wówczas trafi on na ekspozycję muzeum. – Choć jeszcze w latach 50. na terenie parku znajdowano części Libertora, to nigdy nie trafiły one do muzeum. Byłby to jedyna pamiątka z tamtego samolotu – zaznacza nasza rozmówczyni.
W jeziorku na pewno nie znajduje się cały wrak samolotu. – Liberator rozbił się w okolicy jeziorka, w wodzie mogą być jego mniejsze lub większe fragmenty. Warto byłoby przeprowadzić kolejne poszukiwania, choć nie wiem jeszcze kiedy mogłyby się odbyć – twierdzi Katarzyna Utracka.
Jak relacjonuje Artur Węgrzynowicz, reporter tvnwarszawa.pl, podczas prac nurkowie natrafili także na pocisk. – Saperzy zabezpieczyli niewybuch. Niewykluczone, że pocisk również pochodzi z Liberatora. Historycy powiedzieli mi, że pocisk wygląda na produkcję brytyjską – mówi nasz reporter.
"Obiekt znajdował się dwa metry pod wodą"
Latali w ekstremalnych warunkach
Bombowce B-24 Liberator produkowane były w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie dostarczali je Brytyjczykom w ramach umowy Lend-Lease. Za ich sterami latali piloci wielu narodowości, w tym także Polacy.
Samoloty te latały ze zrzutami broni, amunicji i medykamentów dla powstańców warszawskich. Misje te były jednymi z najtrudniejszych operacji powietrznych II wojny światowej.
Stalin nie zgodził się na międzylądowania samolotów alianckich na lotniskach Zachodniej Ukrainy, dlatego loty odbywały się z baz na południu Włoch. Trasa w obydwie strony wynosiła prawie 3 tysiące kilometrów, co w przypadku bombowców oznaczał konieczność zamontowania dodatkowych zbiorników paliwa. Lot trwał ok. 10 godzin i odbywał nocą, nad terytorium wroga. Na samoloty polowało nie tylko Luftwaffe, ale także sowiecka artyleria przeciwlotnicza, rozstawiona na prawym brzegu Wisły.
Właśnie podczas takiego lotu w nocy z 13 na 14 sierpnia 1944 jeden z Liberatorów został zestrzelony nad parkiem Skaryszewskim. Zginęło sześciu lotników, przeżył tylko strzelec pokładowy, który dostał się do niemieckiej niewoli. Dziś nieopodal miejsca upadku samolotu stoi pamiątkowy obelisk.
Kopia Liberatora w skali 1:1 znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Poszukiwania w jeziorku
Specjaliści z Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego oraz pracownicy Muzeum Marynarki Wojennej od wtorku przeszukiwali dno Jeziora Kamionkowskiego.
Znalezisko w Jeziorze Kamionkowskim
jb/b