Za metodą przekrętu "na wnuczka" stała trudna do rozpracowania grupa. O jej działaniu mówiła w TVN24 Agnieszka Hamelusz, rzeczniczka Centralnego Biura Śledczego Policji.
Policjantka komentowała zatrzymanie twórcy metody "na wnuczka" Arkadiusza Ł. ps. Hoss. Zapytana o cały mechanizm, mówiła o działaniu osób, które posługują się tym sposobem.
Miliony euro
- Ta grupa była trudna do rozpracowania. Posługiwali się bardzo dobrze niemieckim. Kiedy w Polsce ta metoda przestała być opłacalna, to te osoby przerzuciły się na inne kraje: Austrię, Niemcy, Luksemburg, Szwajcarię. Mieli większe zyski – wyliczała Hamelusz.To wiązało się z wielomilionowymi zyskami w euro czy frankach szwajcarskich. Żeby to się udawało, powstała cała struktura. Był na przykład szczebel kierowniczy, który rekrutował podbieraków - odpowiedzialnych za odbieranie gotówki od oszukanych. – Można powiedzieć o całej strukturze mafijnej – przekonywała policjantka.Jej członkowie przede wszystkim grali na emocjach osób starszych. - Starzy ludzie czują się samotni, chcą być potrzebni, więc chcą pomagać. Te osoby były wykorzystywane – mówiła Hamelusz. I dodała, że oszuści "wkręcali staruszków w to, że będą pomocni osobom najbliższym".
Meldowanie u dyżurnego
Odniosła się również do tego, że zatrzymany Arkadiusza Ł. ps. Hoss został wypuszczony decyzją sądu, który nie zastosował tymczasowego aresztowania. Tłumaczyła, na czym w takich wypadkach polega wydany dozór policyjny. – Ktoś, kto ma taki środek zapobiegawczy, melduje się u dyżurnego i podpisuje na liście dozorowanych. Hoss Powinien 5 razy w tygodniu – wyjaśniała Hamelusz.ran/mś