W grudniu 2015 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, czyli przez pracowników Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Centrum Obsługi Kancelarii Prezydenta.
Likwidowali oni zbędne wyposażenie rezydencji prezydenckiej w Klarysewie oraz w Promniku. Mieli złamać prawo między marcem a sierpniem 2015 r. przy likwidacji zbędnych lub zużytych składników mienia przez naruszenie procedur oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach.
Działania te miały stanowić działanie na szkodę Kancelarii Prezydenta.
Czytaj też: Stół "bez nóg", który miał nogi. Są też inne zarzuty. Kancelaria Dudy doniesie na poprzedników
"Skandaliczna dokumentacja"
Zawiadomienie w tej sprawie złożył pod koniec 2015 roku - po publikacji "Raportu otwarcia Kancelarii Prezydenta RP" - Andrzej Dera, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. W dokumencie mogliśmy przeczytać, że "w 2015 roku niezgodnie z obowiązującymi regulacjami prawnymi przeprowadzono likwidację i utylizację składników majątku w poszczególnych obiektach KPRP, o łącznej wartości ewidencyjnej 1 345 371,64 zł".
"Podejrzenie poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz możliwości przywłaszczenia rzeczy ruchomych wchodzących w skład majątku Kancelarii pojawia się w odniesieniu do likwidacji przeprowadzanych w dwóch Rezydencjach Kancelarii Prezydenta RP: Promnik oraz Klarysew" - napisano w raporcie.
Chodziło między innymi o metalowe regały i mały sprzęt AGD (blendery, sokowirówka, żelazko, ekspresy do kawy).
Czytaj w Konkret24: Trzy lata śledztwa w sprawie nieprawidłowości w kancelarii prezydenta Komorowskiego
Wówczas minister Dera w radiu RMF FM stwierdził, że dokumentacja, jaką zastała nowa ekipa kancelarii, była "skandaliczna". - Tego nie można było zostawić bez sprawdzenia przez prokuraturę - podkreślił wtedy prezydencki minister.
"Gazeta Wyborcza": prokuratura chciała roku więzienia w zawieszeniu
Śledztwo w tej sprawie trwało niemal cztery lata. O decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie, który uniewinnił siedmiu pracowników kancelarii byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, poinformowała w piątek "Gazeta Wyborcza".
Jak przekazała "Wyborcza" przesłuchano 105 świadków i zgromadzono 23 tomy akt. Jak zapisali śledczy w akcie oskarżenia, minister w kancelarii prezydenta nie dopełnił obowiązków przez "zakwalifikowanie jako zużyte i zatwierdzenie rekomendacji Komisji o ich zniszczeniu, co skutkowało przeznaczeniem 627 składników majątkowych rezydencji prezydenckich Klarysew i Promnik do utylizacji i zniszczeniem ww. przedmiotów".
Według śledczych te przedmioty mogły się nadawać do użytku. Prokuratura domagała się roku więzienia w zawieszeniu za niedopełnienie obowiązków.
Ostatecznie - jak informuje "Gazeta Wyborcza - sąd uniewinnił siedmiu pracowników kancelarii byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Decyzja nie jest prawomocna. "W ustnym uzasadnieniu sądu znalazło się zaś stwierdzenie, że zarówno minister (...), jak i urzędnicy kancelarii prezydenta Komorowskiego działali w granicach prawa i zgodnie z procedurami. Zdaniem sądu wiceszef Kancelarii Prezydenta po prostu przeprowadził proces likwidacji" - poinformowali dziennikarze "GW".
- Zastanawiałem się, czy po tych ośmiu latach powinienem czuć ulgę, ale przede wszystkim zastanawiałem się, "po co i dlaczego". Przypomniałem sobie, że wniosek do prokuratury podpisywała szefowa kancelarii, pani Małgorzata Sadurska, która teraz pracuje w PZU. Równocześnie pozbawiła mnie premii wysokości 40 tysięcy złotych za pracę w sobotę i niedzielę przez pięć lat urzędowania w kancelarii - powiedział "Wyborczej" oskarżony minister.