Kilka lat śledztwa, później proces. Sąd orzekł w sprawie nieprawidłowości w kancelarii prezydenta Komorowskiego

20
20.11.2015 | Kancelaria Prezydenta oskarża poprzedników o zrujnowanie willi w Klarysewie
Źródło: Maciej Mazur | Fakty TVN
Zapadła sądowa decyzja w sprawie, która swój początek miała w 2015 roku i dotyczyła rzekomych nieprawidłowości w kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego. Siedem osób, w tym były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta, zostało oskarżonych w śledztwie dotyczącym niedopełnienia obowiązków przy likwidacji wyposażenia w prezydenckich rezydencjach w Klarysewie i Promniku. O nieprawomocnym wyroku sądu poinformowała "Gazeta Wyborcza".

W grudniu 2015 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, czyli przez pracowników Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Centrum Obsługi Kancelarii Prezydenta.

Likwidowali oni zbędne wyposażenie rezydencji prezydenckiej w Klarysewie oraz w Promniku. Mieli złamać prawo między marcem a sierpniem 2015 r. przy likwidacji zbędnych lub zużytych składników mienia przez naruszenie procedur oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach.

Działania te miały stanowić działanie na szkodę Kancelarii Prezydenta.

Czytaj też: Stół "bez nóg", który miał nogi. Są też inne zarzuty. Kancelaria Dudy doniesie na poprzedników

"Skandaliczna dokumentacja"

Zawiadomienie w tej sprawie złożył pod koniec 2015 roku - po publikacji "Raportu otwarcia Kancelarii Prezydenta RP" - Andrzej Dera, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. W dokumencie mogliśmy przeczytać, że "w 2015 roku niezgodnie z obowiązującymi regulacjami prawnymi przeprowadzono likwidację i utylizację składników majątku w poszczególnych obiektach KPRP, o łącznej wartości ewidencyjnej 1 345 371,64 zł".

Tajemnice willi
Tajemnice willi
Źródło: tvn24

"Podejrzenie poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz możliwości przywłaszczenia rzeczy ruchomych wchodzących w skład majątku Kancelarii pojawia się w odniesieniu do likwidacji przeprowadzanych w dwóch Rezydencjach Kancelarii Prezydenta RP: Promnik oraz Klarysew" - napisano w raporcie.

Chodziło między innymi o metalowe regały i mały sprzęt AGD (blendery, sokowirówka, żelazko, ekspresy do kawy).

Czytaj w Konkret24: Trzy lata śledztwa w sprawie nieprawidłowości w kancelarii prezydenta Komorowskiego

Wówczas minister Dera w radiu RMF FM stwierdził, że dokumentacja, jaką zastała nowa ekipa kancelarii, była "skandaliczna". - Tego nie można było zostawić bez sprawdzenia przez prokuraturę - podkreślił wtedy prezydencki minister.

"Gazeta Wyborcza": prokuratura chciała roku więzienia w zawieszeniu

Śledztwo w tej sprawie trwało niemal cztery lata. O decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie, który uniewinnił siedmiu pracowników kancelarii byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, poinformowała w piątek "Gazeta Wyborcza".

Jak przekazała "Wyborcza" przesłuchano 105 świadków i zgromadzono 23 tomy akt. Jak zapisali śledczy w akcie oskarżenia, minister w kancelarii prezydenta nie dopełnił obowiązków przez "zakwalifikowanie jako zużyte i zatwierdzenie rekomendacji Komisji o ich zniszczeniu, co skutkowało przeznaczeniem 627 składników majątkowych rezydencji prezydenckich Klarysew i Promnik do utylizacji i zniszczeniem ww. przedmiotów".

Według śledczych te przedmioty mogły się nadawać do użytku. Prokuratura domagała się roku więzienia w zawieszeniu za niedopełnienie obowiązków.

Ostatecznie - jak informuje "Gazeta Wyborcza - sąd uniewinnił siedmiu pracowników kancelarii byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Decyzja nie jest prawomocna. "W ustnym uzasadnieniu sądu znalazło się zaś stwierdzenie, że zarówno minister (...), jak i urzędnicy kancelarii prezydenta Komorowskiego działali w granicach prawa i zgodnie z procedurami. Zdaniem sądu wiceszef Kancelarii Prezydenta po prostu przeprowadził proces likwidacji" - poinformowali dziennikarze "GW".

- Zastanawiałem się, czy po tych ośmiu latach powinienem czuć ulgę, ale przede wszystkim zastanawiałem się, "po co i dlaczego". Przypomniałem sobie, że wniosek do prokuratury podpisywała szefowa kancelarii, pani Małgorzata Sadurska, która teraz pracuje w PZU. Równocześnie pozbawiła mnie premii wysokości 40 tysięcy złotych za pracę w sobotę i niedzielę przez pięć lat urzędowania w kancelarii - powiedział "Wyborczej" oskarżony minister.

Czytaj także: