Uprawomocnił się wyrok dla opiekunki, która znęcała się nad przedszkolakami na Ursynowie. Krystyna W. krzyczała na dzieci, szarpała nimi, a te, w efekcie, nie chciały chodzić do przedszkola i panicznie bały się leżakowania. Jak mówi nam jedna z matek, mimo trwającego sześć lat postępowania, skazana nigdy nie powiedziała słowa "przepraszam".
Wyrok, jak poinformowała nas sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, zapadł 3 czerwca. Apelowali pełnomocnicy oskarżonej domagając się zmniejszenia wyroku. Jednak kara zasądzona przez sąd pierwszej instancji została utrzymana. Krystyna W., przedszkolanka z 40-letnim stażem, została prawomocnie skazana na dwa lata ograniczenia wolności, "polegającej na obowiązku wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne, w wymiarze 30 godzin w stosunku miesięcznym".
Dodatkowo musi zapłacić na rzecz pokrzywdzonych dzieci po pięć tysięcy złotych tytułem zadośćuczynienia. Pełnomocnicy rodziców wnioskowali o 10 tysięcy, ale sąd uznał kwotę za zbyt wysoką, biorąc pod uwagę, że "oskarżona jest na emeryturze i jej możliwości zarobkowe są niewielkie". Uznano, że kwota "ma wymiar symboliczny".
- Pani Krystyna nie sprawdziła się zarówno jako nauczyciel, jak i człowiek. Przez sześć lat nie usłyszeliśmy słowa "przepraszam", pani Krystyna tak bardzo wierzyła, że to się jej upiecze - komentuje Agnieszka, matka jednej z poszkodowanych dziewczynek.
Według niej, wyrok powinien być opublikowany w każdym miejscu, gdzie edukują się przyszli pedagodzy. - Ku przestrodze dla osób, które będą chciały podnieść rękę lub nakrzyczeć na dziecko - zaznaczyła.
Podczas posiłków i leżakowania nie mogły korzystać z toalety
Zaczęło się w 2017 roku od słów, których nie chce słyszeć żaden rodzic przedszkolaka: "Przyjrzyjcie się dobrze swoim dzieciom, bo coś jest nie tak". Sygnał dała jedna z opiekunek pracujących w przedszkolu na Kabatach. Nic dziwnego, że rodzice inaczej spojrzeli na zachowanie maluchów, które nie chciały chodzić do przedszkola, panicznie bały się leżakowania, miały nadwrażliwość na dźwięki.
Porozmawiali z dziećmi. A część przedszkolaków opowiedziała im, że były rzucane na leżaki, przyduszane, bite. Że pani Krystyna potwornie krzyczała i nie pozwalała w trakcie leżakowania czy podczas posiłków korzystać z toalety, więc siusiały pod siebie.
Rodzice spotkali się z dyrekcją. Powtórzyli historie usłyszane od swoich dzieci.
Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej na Mokotowie. Ta postawiła Krystynie W., która zdążyła już przejść na emeryturę, zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad 11 podopiecznymi przedszkola. Chodziło o takie zachowania, jak szarpanie dzieci za ręce i ubranie, ściskanie za ręce, popychanie, niewypuszczenie do toalety oraz krzyczenie na dzieci i wymuszanie w ten sposób bezwzględnego posłuszeństwa.
W przypadku 10 dzieci zarzuty dotyczyły okresu od września 2016 roku do 25 października 2016 roku. Ale akt oskarżenia objął też jednego przedszkolaka, którym W. opiekowała się w roku szkolnym 2014/2015.
W 2019 roku, ponad dwa lata po zgłoszeniu do prokuratury, rozpoczął się proces przedszkolanki. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Krystyna W. na rozprawach pojawiła się kilka razy. Na pierwszej rozprawie, aby powiedzieć, że się nie przyznaje, i na początku 2021 roku, kiedy proces miał się już skończyć, żeby powiedzieć, że została uwikłana w intrygę. Później została jeszcze na rozprawie, kiedy przesłuchiwano jej koleżanki z pracy. Kiedy sąd miał już ogłosić wyrok, zmieniła obronę. Nowi obrońcy z kolei złożyli wniosek o ponowne przesłuchanie dzieci (od sprawy minęło wówczas pięć lat). Sąd go oddalił.
Zeznania dzieci uznano za wiarygodne, "wszystkie opowiadały o tym samym"
Krystyna W. pod koniec września 2021 roku została skazana na dwa lata prac społecznych. Jak argumentowała podczas uzasadnienia wyroku sędzia Joanna Włoch, sąd nie miał wątpliwości co do zeznań przedszkolaków. - Zastrzeżeń do ich wiarygodności nie miał również psycholog, który był przy przesłuchaniu. Co więcej, w ocenie sądu te zeznania są wyczerpujące, wniosek obrony o ponowne ich przesłuchanie prowadziłby jedynie do ponownej wiktymizacji - powiedziała.
Zaznaczyła, że dzieci odpowiedziały wówczas na wszystkie kluczowe pytania. - Nie może być kwestią przypadku, że wszystkie opowiadały o tym samym. Ponadto trzeba wziąć pod uwagę, że zostały przesłuchane nie tylko dzieci pokrzywdzone, ale również dzieci, co do których rodzice nie składali zastrzeżeń. I te dzieci również opowiadały o tym, jak traktowane przez oskarżoną byli ich koledzy i koleżanki - argumentowała sędzia.
Zwróciła uwagę na zeznania jednej z przedszkolanek, która, zdaniem sądu, "jako jedyna miała odwagę powiedzieć przed sądem, co zaobserwowała, co ją niepokoiło".
- Niestety zachowanie pani oskarżonej było objęte tajemnicą poliszynela w tym przedszkolu. Laurka wystawiona przez panią wicedyrektor wobec nauczycielki, z którą tak naprawdę nie miała styczności, jest w ocenie sądu absolutnie nie do zaakceptowania. Jak można wydać pozytywną ocenę do sądu na podstawie jednorazowego udziału w lekcji pokazowej? - pytała sędzia. Oceniła wprost zachowania oskarżonej jako "zachowania przestępcze", co do których sąd "nie miał żadnych wątpliwości".
Sędzia nie orzekła wówczas wobec Krystyny W. zakazu wykonywania zawodu. - Z uwagi na to, że pani jest na emeryturze i takie orzeczenie byłoby zbędne, bowiem pani nie wykonuje już zawodu - uzasadniła.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock