Władze stołecznego Meditransu zwołały konferencję w celu, jak napisano, "zdementowania nieprawdziwych informacji, które przekazują urzędnicy państwowi" w sprawie protestu ratowników medycznych. Rzecznik spółki stwierdził, że Ministerstwo Zdrowia wciąż nie wypłaciło pogotowiu pieniędzy, które pokryłyby zobowiązania wynikające z porozumienia z ratownikami. W jego ocenie na terenie stolicy i ościennych gmin - nawet w trakcie protestu - dostępna jest wystarczająca liczba karetek, więc wysyłanie śmigłowców do nagłych zdarzeń nazwał "nieuzasadnionym wydatkiem". Na ten zarzut odpowiedziało później biuro prasowe wojewody mazowieckiego, który zarządza dyspozytornią w Warszawie.
W weekend i w poniedziałek na ulice stolicy nie wyjechała część karetek. Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że wywiązało się z warunków porozumienia z ratownikami, ale władze Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" odpowiadają, że nie dostały pieniędzy, ani nawet deklaracji co do wysokości podwyżek i harmonogramu ich wypłaty. W poniedziałek po południu zwołały w tej sprawie konferencję prasową. Obecny na niej rzecznik prasowy Piotr Owczarski stwierdził, że "urzędnicy państwowi szerzą nieprawdziwe informacje" i wskazał, że przekaże kilka faktów, które potwierdzą jego tezę.
- W pierwszym dniu protestu wypowiedzenia w wojewódzkiej stacji Meditransu złożyło zaledwie 50 osób na 1500 pracowników, którzy u nas pracują. Zaledwie kilka godzin po ich złożeniu część pracowników je wycofała, a dzisiaj wycofywane są kolejne - powiedział Owczarski.
Odniósł się również do liczby brakujących karetek: - W dniu dzisiejszym z 80 zespołów, które pełnią dyżury w Warszawie i rejonie operacyjnym, w którego skład wchodzą gminy ościenne, nie wyjechało 20 zespołów ratownictwa, co oznacza, że 60 zespołów jest w pełnej gotowości. W związku z tym wszyscy pacjenci mogą czuć się bezpiecznie, karetka do nich dojedzie w przewidzianym przez ustawodawcę czasie.
Przedstawiciel Meditransu zaznaczył, że w związku z tym nie wie, czemu dyspozytorzy wysyłają do zdarzeń śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Tak było na przykład w poniedziałek na placu Bankowym, kiedy do osoby uskarżającej się na bóle w klatce piersiowej, został wysłany helikopter. - Z naszego punktu widzenia są to nieuzasadnione wydatki, które narażają Skarb Państwa na niepotrzebne straty finansowe. W tym miejscu należy zadać pytanie, dlaczego dysponuje się dodatkowe służby, skoro ratownicy medyczni, którzy znajdują się w 38 stacjach, czekają na zgłoszenia, aby nieść pomoc mieszkańcom? Dla nas jest to sytuacja niezrozumiała - podkreślił Owczarski.
Na zarzuty dotyczące "nieuzasadnionego" wysyłania śmigłowców odpowiedział w poniedziałek wieczorem wojewoda mazowiecki, który zarządza dyspozytornią medyczną w Warszawie. "Lotniczy zespół ratownictwa medycznego został zadysponowany zgodnie z procedurą, ponieważ w danym momencie mógł najszybciej dotrzeć do pl. Bankowego, aby udzielić pilnej pomocy medycznej osobie będącej w stanie nagłego zagrożenia życia. Tylko urząd wojewódzki ma pełen dostęp do systemu informującego o dostępności karetek – na tej podstawie dysponowane są zespoły. Niezrozumiałym jest, dlaczego przedstawiciele WSPRiTS 'Meditrans' - nie mając dokładnej wiedzy o stanie zdrowia pacjenta, publicznie negują zadysponowanie pomocy do osoby w stanie zagrożenia życia" - czytamy w komunikacie wydanym przez biuro prasowe wojewody.
Poinformowało ono też, że 4 października w województwie mazowieckim brak gotowości zgłosiło 21 zespołów ratownictwa z rejonu operacyjnego Warszawy. "Wbrew niektórym relacjom wykorzystanie lotniczego pogotowia ratunkowego to pojedyncze przypadki w stosunku do dobowej liczby wysyłanych karetek. Przykładowo ostatniej doby LPR interweniował cztery razy na ponad 600 zgłoszeń (w rejonie Warszawy). Obecnie faktycznie wezwania LPR są częstsze - z uwagi na protest ratowników medycznych" - zaznaczyli przedstawiciele wojewody.
"Jak tylko te środki do nas trafią, natychmiast rozpoczniemy wypłatę dla ratowników"
Podczas konferencji Owczarski powiedział, że na koncie Meditransu wciąż nie ma pieniędzy, które miałyby pokryć zobowiązania wynikające z porozumienia zawartego między ratownikami medycznymi, Ministerstwem Zdrowia a pracodawcami. - Do godziny 15.10 na naszym koncie nie ma tych środków. Nie ma też aneksów, porozumień, nie ma sposobu wyliczania tych środków, więc oprócz deklaracji, która jest na piśmie, nie ma nic. Wyliczyliśmy, jakie pieniądze są nam potrzebne, żeby spełnić postulaty, które zostały wynegocjowane. Wynika z nich, że miesięcznie potrzebujemy 4,5 miliona złotych, aby uruchomić wypłaty. Jak tylko takie środki do nas trafią, natychmiast rozpoczniemy wypłatę dla ratowników - wyjaśniał Owczarski. I na dowód przedstawił też pisma skierowane do ministra i wiceministra zdrowia, w którym pogotowie prosi o wypłatę środków.
- Od pierwszego dnia tego protestu trwają intensywne rozmowy miedzy dyrekcją pogotowia a związkowcami na temat regulacji wzrostu wynagrodzeń i wszelkie informacje są przekazywane na bieżąco w mediach społecznościowych, więc każdy ratownik pracujący w naszym pogotowiu ma możliwość sprawdzenia, jak wygląda postęp prac - powiedział Owczarski, nawiązując do rzekomego braku dialogu pomiędzy ratownikami a dyrekcją pogotowia. - Jesteśmy zdziwieni, że mimo tego, że dzisiaj w Ministerstwie Zdrowia zostało zorganizowanie spotkanie dotyczące naszej firmy, nie zostaliśmy na nie zaproszeni. Kto w imieniu ratowników prowadził rozmowy? Byli to etatowi pracownicy administracji rządowej, czyli dyspozytorzy urzędu wojewódzkiego, ich etatowym miejscem pracy jest dyspozytornia pana wojewody - dodał.
Według Owczarskiego, wszyscy pracownicy 24 września, trzy dni po zawarciu porozumienia, otrzymali informację na temat stawek, które - jeśli pogotowie otrzyma pieniądze - będą obowiązywały w stołecznej stacji: - Z tych dokumentów wynika, że dla kierowcy ratownika stawka (godzinowa - red.) wynosiłaby 58,50 złotych, a każdy ratownik miałby stawkę większą niż 40 złotych, więc tak jak to mówi porozumienie.
"Próbuje się nas uwikłać w jakiś konflikt polityczny"
- Zdajemy sobie sprawę, że ta konferencja prasowa będzie miała dla nas niezbyt ciekawe konsekwencje, ponieważ próbuje się nas uwikłać w jakiś konflikt polityczny, a więc liczymy się, że będziemy teraz zaatakowani rożnego rodzaju kontrolami, po to, żeby na siłę pokazać jakieś nieprawidłowości w naszej jednostce - podsumował rzecznik Meditransu.
Odniósł się też do pisma zamieszczonego w poniedziałek na Twitterze Ministerstwa Zdrowia: - My nie jesteśmy od tego, żeby wchodzić na pole konfliktu z rządem, naszym największym dobrem i celem jest dbanie o bezpieczeństwo naszych pacjentów i zapewnianie im wysokiej jakości usług.
Kraska: spór wynika z braku dialogu między pracodawcą a zespołami ratownictwa medycznego
W piśmie do marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika ratownicy medyczni zwrócili się o odwołanie dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans", a także jego zastępcy ds. technicznych. W piśmie oceniono między innymi, że istotą konfliktu między ratownikami a dyrekcją jest brak jakiegokolwiek dialogu. W poniedziałkowe południe odbyło się spotkanie z przedstawicielami ratowników i Ministerstwa Zdrowia.
Ze strony resortu uczestniczył w nim wiceminister Waldemar Kraska, który wyszedł później do dziennikarzy. Podkreślił, że w wyniku niedawnego porozumienia w większości kraju karetki wyjeżdżają. - Mamy niestety kilka miejsc w naszym kraju, gdzie te karetki nie wyjeżdżają. To, co dzisiaj było przedmiotem naszych rozmów z ratownikami, którzy pracują akurat w mieście stołecznym w Warszawie - wynika tylko i wyłącznie z jednej przyczyny: brak dialogu między pracodawcą a zespołami ratownictwa medycznego - poinformował Kraska.
- Myślę, że apel, który dzisiaj został wystosowany do marszałka (Adama) Struzika przez ratowników województwa (mazowieckiego) o odwołanie dyrektora stacji w Warszawie, jest takim aktem troszkę rozpaczy, ponieważ oni chcą pracować, oni są gotowi nieść pomoc warszawiakom, ale potrzebują tej rozmowy, tego dialogu. A wiemy, że w tej chwili pan dyrektor przebywa na urlopie, więc myślę, że ta sytuacja nie jest komfortowa dla nas wszystkich, a szczególnie dla warszawiaków, którzy w tej chwili są w pewnym procencie pozbawieni tej pomocy - powiedział wiceminister.
Wskazał, że ratownicy wystosowali także apel w tej sprawie do premiera Mateusza Morawieckiego, aby wprowadził zarząd komisaryczny w stacji pogotowia ratunkowego w Warszawie. O takim scenariuszu informowaliśmy pierwsi na tvnwarszawa.pl. Treść apelu została opublikowana w mediach społecznościowych resortu:
Apel ratowników medycznych w sprawie wprowadzenia zarządu komisarycznego w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "MEDITRANS" SP ZOZ w Warszawie. pic.twitter.com/DuPmedq58V
— Ministerstwo Zdrowia (@MZ_GOV_PL) October 4, 2021
- To jest kolejny dowód na to, jak są zdesperowani - ocenił Kraska. I zarzucił: - Pan dyrektor komunikuje się z Ministerstwem Zdrowia w mediach społecznościowych, (tu) pojawiła się jego wypowiedź.
Przypomniał, że na mocy porozumienia stawka godzinowa nie może być mniejsza niż 40 złotych na godzinę. - My te środki zagwarantujemy, my te pieniądze przekazujemy - zapewniał.
Do zdarzeń latają śmigłowce LPR
O tym, że w Warszawie zanosi się na kolejny protest informowaliśmy na tvnwarszawa.pl już w czwartek. Jak podawaliśmy, wypowiedzenia złożyło około 60 osób. Pracownicy Meditransu zapowiadali, że październikowy protest może być powtórką wydarzeń z początku września. W pierwszych dniach miesiąca część pracowników była na urlopie lub zwolnieniu lekarskim, inni złożyli wypowiedzenia. Mniejsza liczba karetek dostępnych dla pacjentów skutkowała tym, że do pomocy angażowano śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Z tego powodu w poniedziałek na placu Bankowym lądował śmigłowiec LPR. Jak wynika z informacji reportera tvnwarszawa.pl, obecnie w Warszawie i okolicach z powodu protestu ratowników medycznych nie wyjechało 26 z 80 dostępnych karetek. Natomiast, jak ustalił reporter TVN24 Jan Piotrowski, w poniedziałek była to pierwsza tego typu interwencja w stolicy. Ale nie pierwsza w ostatnich dniach - miesiąc temu temu żółty śmigłowiec ratowniczy lądował na placu Konstytucji.
Interwencja śmigłowca była potrzebna również w ostatni piątek w Pruszkowie, gdzie zadysponowano go do pacjentki z podejrzeniem udaru. Chorą do śmigłowca transportowali strażacy.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24