Krytykowany za blokowanie zmian poprawiających bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów wiceprezydent Robert Soszyński stracił nadzór nad Biurem Polityki Mobilności i Transportu. Prezydent Rafał Trzaskowski zdecydował, że zadania te przejmie jego inny zastępca - Michał Olszewski, który odpowiada między innymi za architekturę i fundusze europejskie. Jako pierwsza informację o zmianach w ratuszu podała "Gazeta Stołeczna".
Soszyński przejmie Biuro Geodezji i Katastru, które wcześniej było pod nadzorem Michała Olszewskiego. Kilka miesięcy temu, po dymisji Pawła Rabieja, przydzielono mu także sprawy reprywatyzacji (Biuro Spraw Dekretowych). Nadal podlegają mu też Biuro Infrastruktury oraz Biuro Mienia Miasta i Skarbu Państwa.
"Odarty z kompetencji"
Decyzja Trzaskowskiego jest szeroko komentowana w mediach społecznościowych przez lokalnych polityków, urzędników i aktywistów. Dość niespodziewanie Roberta Soszyńskiego na Twitterze zaczął bronić stołeczny radny z opozycyjnego klubu PiS Błażej Poboży. "Trzaskowski pozbył się człowieka Schetyny z Zarządu miasta. Szkoda że zamiast miastem zajmuje się wewnętrznymi gierkami w PO. Soszyński był akurat jedynym sensownym urzędnikiem we władzach m. st. Warszawy" – napisał na Twitterze Poboży.
Kiedy Michał Wojtczuk z "Gazety Stołecznej" zwrócił mu uwagę, że "Soszyński pozostaje w zarządzie miasta", radny odpowiedział: "Odarty z kompetencji. To jakby go nie było".
Pod wpisem Pobożego głos zabrała również radna Monika Jaruzelska (niezależna, startowała z listy SLD Lewica Razem). "Bardzo mnie zmartwiła ta decyzja. Prezydent Soszyński to najbardziej merytoryczna osoba w Ratuszu" – napisała radna.
"Z Warszawy wioski Pan nie zrobi"
Zadowolenia z decyzji prezydenta nie kryją aktywiści, szczególnie stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które od lat krytykowało poczynania Roberta Soszyńskiego i podległego mu Biura Polityki Mobilności i Transportu. MJN zarzucało opieszałość we wdrażaniu zmian i krytykowało za podejście, które - ich zdaniem - hołduje komfortowi kierowców. Koronnym dowodem mają tu być projekty zmian na Kondratowicza czy przejść dla pieszych wokół ronda Dmowskiego, które na długie miesiące utknęły w Biurze Mobilności, gdzie oficjalnie były "konsultowane i analizowane".
Pod wpisem linkującym do artykułu "Stołecznej" głos zabrał Dariusz Kacprzak, zastępca burmistrza Pragi Północ ze stowarzyszenia Kocham Pragę, tworzącego koalicję z radnymi Koalicji Obywatelskiej. "Ja już żałuję. Prezydent Soszyński nie ulegał naciskom dot. realizacji bezsensownych pomysłów" – napisał Kacprzak.
Zareagował na to właśnie prezes MJN Jan Mencwel, który zasugerował, że w przyszłości sam Kacprzak podzieli los Soszyńskiego. Ten zaś odpowiedział w podobnym tonie. "Owszem, ale jest między nami różnica. Otóż przyszłość miast jest zielona piesza i rowerowa - taka, jaką głosimy. A nie benzynowa i betonowa, jaką głosi Pan. To odejdzie do lamusa" – napisał pod tym prezes MJN. Na to Kacprzak odpalił: "Z Warszawy wioski Pan nie zrobi".
Słowa te z pewnością zabrzmiały znajomo dla tych, którzy o poprawę bezpieczeństwa rowerzystów na stołecznych drogach walczą od lat 90. Są bowiem niemal dosłownym powtórzeniem bodaj najbardziej znanej antyrowerowej wypowiedzi warszawskiego urzędnika. 23 lata temu ówczesny rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich Marek Woś powiedział: "Warszawa to nie wieś, by po niej rowerem jeździć". Była to odpowiedź na ultimatum mieszkańców, domagających się poprawy warunków do jazdy rowerem. Cykliści zagrozili, że jeśli w ciągu miesiąca drogowcy nie wytyczą 500 metrów ścieżek, rowerzyści zablokują jedno z warszawskich rond, przez kilka godzin jeżdżąc w kółko. I tak w maju 1998 roku narodziła się Warszawska Masa Krytyczna – wzorem cyklistów z San Francisco, warszawiacy w każdy ostatni piątek miesiąca ruszali na wspólny objazd miasta.
Kilka lat temu rowerzyści zrezygnowali z organizowania comiesięcznych przejazdów, przyznając przy tym, że polityka miasta zmieniła się przez ten czas. Jak widać, zmiana nie wszędzie się jednak przyjęła.
ZOBACZ HISTORIĘ WARSZAWSKIEJ MASY KRYTYCZNEJ:
dg/r
Źródło: tvnwarszawa.pl