OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>
Reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz ustalił, że w stołecznym pogotowiu ratunkowym regularnie występowały braki dyspozytorów. - Najczęściej dotyczyły one dyspozytorów, którzy przyjmują zgłoszenia. Tymczasem w trakcie pandemii szczególnie ważne jest, żeby była pełna obsada – zauważył Węgrzynowicz.
Przypomnijmy, do końca grudnia 2020 roku za prowadzenie dyspozytorni odpowiadał stołeczny Meditrans. Od 1 stycznia dyspozytornią zarządza zaś wojewoda mazowiecki. Zapytaliśmy więc rzeczniczkę wojewody mazowieckiego Ewę Filipowicz o dane z systemu SWD, dotyczące obsady dyspozytorów medycznych przy Hożej. Dostaliśmy oficjalne dane za październik, listopad i grudzień. Potwierdzają nasz ustalenia.
"Dysponent notorycznie nie zapewniał pełnej obsady"
Jak wyjaśniła Filipowicz, na jednej zmianie telefony powinno odbierać 10 osób, z zastrzeżeniem, że standardowa obsada to 10 odbierających zgłoszenia alarmowe, a także: czterech dyspozytorów wysyłających karetki i jedno stanowisko głównego dyspozytora medycznego nadzorującego pracę. W sumie 15 osób. - Z analizy danych pochodzących z modułu raportowego SWD PRM [system teleinformatyczny pozwalający na przyjmowanie wezwań i dysponowanie pracy karetek – red.] przesłanego do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie w okresie 1 października - 27 grudnia 2020 roku wynika, że dysponent notorycznie nie zapewniał pełnej obsady dyspozytorów na zmianie – poinformowała rzeczniczka.
Z danych wynika, że na przykład 31 października 2020 roku niezalogowanych do aplikacji SWD PRM było dziewięć stanowisk dyspozytorskich. Podobna sytuacja miała miejsce w trakcie dziennych zmian 4 listopada i 2 grudnia. To oznacza, że w tych dniach w stołecznej dyspozytorni pracowało pięć osób, przy czym tylko jedna odbierała zgłoszenia.
Z danych wynika również, że w ciągu trzech miesięcy pogotowiu tylko trzy razy udało się zapewnić pełną obsadę w dyspozytorni: 17 października, 24 listopada i 7 grudnia.
"Masowa absencja związana z zakażeniami"
Dyrektor Meditransu Karol Bielski przyznał w rozmowie z tvnwarszawa.pl, że zdarzały się takie dni, kiedy nie można było zapewnić pełnej obsady. - Masowa absencja związana z zakażeniami koronawirusem wśród dyspozytorów niestety wpłynęła na to, ilu z nich pojawiło się w pracy. Zdarzały się takie dni, że pełnej obsady w związku z zakażeniami personelu nie było. Zdarzały się nawet momenty, że całe zmiany wypadały z grafiku, bo do pracy przyszedł ktoś zakażony i cała grupa musiała pójść na dziesięciodniową kwarantannę – wyjaśnił Bielski.
- Dyspozytorów nie jest dużo. To grupa kilkudziesięciu osób, więc jak nagle wypada 20 w tym samym okresie, to jest problem, bo trzeba inaczej ustawić grafik i nie da się zapewnić stuprocentowej obsady – zaznaczył. Zastrzegł przy tym, że braki kadrowe nie spowodowały przerwy w pracy dyspozytorni.
Przypomnijmy, że w Polsce funkcjonuje system zastępowalności: jeżeli ktoś próbuje dodzwonić się do dyspozytorni warszawskiej i wszystkie telefony są zajęte, to połączenie jest automatycznie przerzucane na przykład do Krakowa albo Gdańska. Dzięki temu nie trzeba długo czekać na przyjęcie zgłoszenia. Jest to ważne, bo dyspozytorzy nie tylko wysyłają karetki, ale są też przeszkoleni, by przez telefon udzielić pomocy.
Choć szef Meditransu tłumaczy problemy pandemią, to pod koniec grudnia, przy okazji przejęcia dyspozytorni przez wojewodę, dostaliśmy sygnały, że problemy z obsadzaniem wszystkich stanowisk trwają od lat. Jak ustaliliśmy wtedy, we wtorek przed świętami na dziennej zmianie telefony odbierały trzy osoby. Pytany o to rzecznik prasowy Meditransu Piotr Owczarski przekonywał jednak, że nie ma problemów z obsadą stanowisk w dyspozytorni. - Taka teza nie jest zgodna z prawdą – ucinał wtedy.
Autorka/Autor: mp,aw/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock