Wojewoda mazowiecki chce walczyć z urzędniczą nowomową. Wyśle swoich pracowników na kursy - czytamy w "Życiu Warszawy".
"W przypadku ustalenia niemożności nadbudowania elementu stanowiącego..." O co chodzi? To fragment pisma, dotyczącego pozwolenia na budowę. To tylko jeden z przykładów urzędniczej nowomowy, które wojewoda mazowiecki podał na specjalnej konferencji prasowej. W jego urzędzie powstało opracowanie urzędniczych błędów. Liczy 700 stron.
Długie i niezrozumiałe
Jakie błędy najczęściej popełniają urzędnicy? Językoznawcy wytykają im pleonazmy, czyli "masło maślane", nadużywanie wyrazów i posługiwanie się nimi niezgodnie z ich znaczeniem oraz błędy składniowe i ortograficzne. Zrozumienie urzędowych pism utrudniają też zdania-tasiemce.
– Im dłuższe i bardziej niezrozumiałe zdanie, tym rośnie wrażenie, że jest ważne – tłumaczy w rozmowie z "Życiem Warszawy" profesor Radosław Pawelec, językoznawca z UW.
- Urzędniczy żargon to często dramat dla petentów – podkreśla wojewoda Jacek Kozłowski. - Język urzędników powinien być wzorem do naśladowania – dodaje.
Wniosek jest jeden: pracownicy urzędu wojewódzkiego trafią na szkolenia językowe. Czy podobne kursy trafią też urzędnicy miejscy? Na razie nie wiadomo.
wp/mz