Kiedy jego dzielnica się rodziła, toczył na jej budowie wojny z chłopakami z ulicy Symfonii. Załapał się na modę na hip-hop, szerokie spodnie i bluzy z kapturem. Później zmienił je na garnitur i został reporterm TVN24 i "Faktów". I kronikarzem Ursynowa. Pytany, czy przeszło mu przez głowę, by się wyprowadzić Maciej Mazur odpowiada zdecydowanie: - Nigdy!
Bartosz Andrejuk: Obok metra Stokłosy zapytałem o ulicę Wiolinową kilkanaście osób. Tylko dwie były mi w stanie powiedzieć, w którą stronę mam iść.
Maciej Mazur: Trafiłeś pewnie na przyjezdnych. Z drugiej strony to jest kłopot, który towarzyszy dzielnicy od urodzenia. Pamiętam, że jak w latach 80. przyjeżdżali do moich rodziców znajomi, to trzeba było po nich wychodzić. Specyfiką lokalną starego Ursynowa jest to, że bloki mają adresy przy wewnętrznych uliczkach. To było zawsze przekleństwo taksówkarzy.
BA: Z drugiej strony, jedna pani, gdy usłyszała "Wiolinowa 2a", od razu zapytała czy chodzi o Cafe Roskosz. To jakieś szczególne miejsce?
MM: To pewnie trafiłeś na jakąś lokalną patriotkę. Cafe Roskosz nie jest przypadkowym miejscem. To jest pierwsza klubokawiarnia, która wprost nawiązuje do historii Ursynowa. Na ścianach można zobaczyć zdjęcia z budowy dzielnicy. Klimat jest tu jak w restauracjach z lat 80.
BA: Są jeszcze miejsca na Ursynowie, które pamiętają lata 80. i 90.?
MM: Takim przykładem jest pawilon handlowy Megasam. To był pierwszy duży sklep, otwarty w sierpniu 1980 roku. Zaryzykuję stwierdzenie, że od tego czasu nie zmieniła się tam nawet część personelu. Poza tym jak spojrzysz na dzielnicę z lotu ptaka, to cały układ bloków na Ursynowie Północnym się nie zmienił. To jest dobrze zaprojektowane osiedle. Zabrakło tylko tkanki miejskiej, miejsc z usługami. To dopiero później się uzupełniło.
BA: Delikatnie powiedziane, że "zabrakło tylko tkanki miejskiej".
MM: Architektom Ursynowa nie chodziło o to, by stworzyć blokowisko do mieszkania jak Stegny, Jelonki, czy Tarchomin. Miał powstać tu organizm społeczny. Początkowo nazwy ulic miały nawiązywać do stylu, w którym te ulice miały być wykonane. Gdyby zbudowano ulicę Pod Pastorałami, to miałyby tam stanąć piękne latarnie. Gdyby była ulica Klonowego Liścia, to nad klatkami miały być rośliny. To oczywiście było piękne na papierze. Jednak pod koniec lat 70. już niewykonalne ze względu na kryzys gierkowski. Tego oczywiście mi brakuje. Jednak dzięki temu, że Ursynów zatracił swoją wyjątkowość, stał się też normalnym miejscem do mieszkania. Powstała fantastyczna symbioza idealistycznych pomysłów z lat 70. z prawdziwym życiem, które wniósł kapitalizm.
BA: Ty właściwie z której części Ursynowa jesteś?
MM: Spędziłem 20 lat w bloku przy Koncertowej 3 na Ursynowie Północnym. Od 5 lat mieszkam na Kabatach.
BA: Ja jestem ze Służewca. U nas zawsze każdy wolał być ze Służewca, a nie ze Służewa, bo Służewiec kojarzył się bardziej łobuzersko. Czy na Ursynowie też były takie niuanse?
MM: Niuansami były rywalizacje ulic. Najstarsi pamiętają, że w 83. roku ulica Cybisa to byli "Krzyżacy", a ul. Pięciolinii połączona z ul. Puszczyka to byli "Polacy". Moja ulica Koncertowa tłukła się z ul. Symfonii. Spotykaliśmy się na placu budowy wiecznie budowanej szkoły. To było takie gruzowisko, więc amunicji było pod dostatkiem. Rzucaliśmy w siebie kamieniami. Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że obywało się bez szpitala.
BA: Ze Służewca na Ursynów jeździłem 136. Obok Domu Sztuki była fontanna, w której jeździliśmy na rolkach. Strasznie wam tego zazdrościliśmy. Kojarzysz to miejsce?
MM: Założenie było takie, by obok Domu Sztuki było małe lokalne centrum. Mieli się tam zbierać mieszkańcy okolicznych bloków. Była fontanna i daszki prowadzące do poszczególnych sklepów, żeby ludzie nie mokli w czasie deszczu. Woda w fontannie płynęła tylko dwa sezony. Od dobrych 20 lat jest tam tylko betonowy lej do jazdy na rolkach. W ciągu 2 czy 3 lat wszystko zniknie, bo ma tam powstać apartamentowiec z usługami.
BA: A ty na rolkach jeździłeś?
MM: Tylko na deskorolce w wersji klasycznej z Rzemieślniczego Domu Towarowego.
BA: Pytam, ponieważ Ursynów jest "stolicą" warszawskiego hip-hopu i skate'ów.
MM: Płomień 81 jest z Ursynowa. Podobnie jak Pezet i część Molesty Ewenement. Tutaj zaczynał Fisz. To co wtedy robił, to był czysty hip-hop. Jego zespół nazywał się RHX Skład, wydali jedną płytę. Na okładce są sfotografowani przy bloku na ul. Szolc-Rogozińskiego. Dziś na Kabatach mieszka jeden z wielkich polskiego hip-hopu, czyli Tede. Blokowisko plus inteligencka młodzież - to musiało wybuchnąć. Ursynowski hip-hop zawsze był inteligentny.
BA: Ciebie ta "zajawka" też nie ominęła.
MM: Chodziłem w szerokich spodniach i bluzach z kapturem. Słuchałem hip-hopu. Nawet mieliśmy z kolegami zespół, który nazywał się Senior Skład. Zostaliśmy wydani na jednej ze składanek Wielkiego Joł.
BA: Bity robiłeś?
MM: Ja składałem rymy. Od bitów mieliśmy kolegę z maszyną MPC 2000. To miało wymiar nieprofesjonalny. Spotykaliśmy się po prostu w domu i rymowaliśmy. Później, jak wszyscy poszli do roboty i pozakładali rodziny, to się wszystko skończyło.
Teledysku Senior Skład najwyraźniej dorobił się jednak dość późno. Na tym nagraniu Maciej na nastolatka raczej już nie wygląda :).
BA: Wspominasz to z nostalgią?
MM: Z nostalgią to wspominam dzieciństwo na Ursynowie. Gdy miałem 10 lat, cała dzielnica przedzielona była gigantycznym grotem budowy metra. Tego nikt nie pilnował, dlatego zaglądaliśmy do tuneli, biegaliśmy po budowie. Wspaniałe czasy.
BA: Pamiętasz dzień otwarcia metra?
MM: Byłem w trzeciej klasie liceum przy ul. Hawajskiej. Metro miało tylko trzy wagony, a podróż była bardzo długa, bo na każdej stacji ktoś chciał się dopchnąć. Dojechałem na Kabaty, rzadko wtedy się tam zapuszczałem. Stacja metra była pośrodku niczego. Zastanawiałem się wtedy, jaki to ma sens.
BA: Twoja strona Ursynow.org.pl ze stoickim spokojem godzi się ze zmianami na Ursynowie.
MM: Nie możemy żyć w skansenie, bo wtedy musielibyśmy mieszkać w wielkopłytowym bloku z odrapaną elewacją, a po zakupy chodzić do Megasamu lub jeździć na Mokotów. Ursynów się świetnie rozwija, świetnie się tu mieszka, jednak tak nie było w latach 80.
BA: Pewne rzeczy się jednak nie zmieniły. Górki Ursynowskiej to zazdroszczą wam wszystkie dzieciaki w Warszawie.
MM: Kopa Cwila to jest najbardziej znany ursynowski obiekt. Byłaby jeszcze bardziej znana, gdyby udało się zachować na niej stacyjkę narciarską. W 83. albo 84. zbudowano tam wyciąg narciarski.
BA: Załapałeś się?
MM: Nie jestem pewien, czy ten wyciąg kiedykolwiek działał. Pamiętam tylko, że lina rozpięta była na dużych słupach, a na tych słupach były latarnie. Na górze była buda z całą maszynerią. To stało dobre 5 lat, aż pewnego dnia zniknęło. Do dziś pozostał tylko fundament na górce.
BA: Obok do dziś stoją dziwne rzeźby.
MM: Na Ursynowie jest mnóstwo rzeźb, które pochodzą z pleneru zorganizowanego w 78. roku. Gdy przyjechali artyści, przez całe lato rzeźbili w okolicy Kopy Cwila. Ich dzieła trafiły później w różne punkty Ursynowa Północnego. Nikt nie miał pomysłu, jak je zakomponować. Stawiano rzeźbę i obok sadzono choinki, co wtedy ładnie wyglądało. Nikt nie pomyślał, że za 20 lat choinki będą gigantycznymi świerkami i rzeźb nie będzie w ogóle widać. Moją ulubioną jest płaskorzeźba przedstawiająca partyzantów pt. "My ze spalonych wsi". Jest do obejrzenia na pawilonie handlowym przy Wiolinowej 15. Skąd wiemy, że nie są to AK-owcy, tylko Gwardia Ludowa? Wszyscy mają ruskie pepesze.
BA: Przeprowadziłeś się na Ursynów w 80 roku. Nigdy nie chciałeś się wyprowadzić?
MM: Nigdy!
BA: Dlaczego dobrze się tu mieszka?
MM: Te bloki nie są takie jak np. na Stegnach, gdzie budynki nie mają żadnej duszy. Na Ursynowie uliczki się wiją, każdy blok jest inny. Nawet to nowe budownictwo ma swoją specyfikę. Udało się uniknąć tu ogrodzonych osiedli.
BA: No proszę Cię, a Kabaty?
MM: Chwileczkę, chwileczkę. Co innego ogrodzone, co innego strzeżone. Gdy bloki powstają przy samej ulicy i na parterze są punkty usługowe, do których każdy może wejść, to jest to element żyjącego miasta. Gdy przed blokiem jest płot i nikt nie może wejść, to jest to martwe miasto. Takich przypadków jest na Ursynowie mało. Dzięki temu ta dzielnica żyje. To odróżnia Ursynów od Białołęki. Jak pojechałem ostatnio na Nowodwory i zobaczyłem, jak tam są budowane osiedla, to pomyślałem, że tam nie będzie się dobrze mieszkać. Tam jest jak w USA, do sklepu trzeba jeździć samochodem. Miasteczko Wilanów? Jak może się tam dobrze mieszkać, jeżeli nie ma gdzie iść na kawę czy spacer? To jest warszawska sypialnia. Rano wyjazd z garażu, wieczorem powrót i tyle kontaktu z dzielnicą. Nigdy nie będzie się tam dobrze mieszkać.
BA: Nie uwierzę, że na nic nie narzekasz?
MM: To jest z osiedle zaprojektowane z głową. Ruch pieszy jest skanalizowany tak, by zaprowadzić cię do metra. Poza tym ścieżkami rowerowymi można dojechać tu praktycznie wszędzie. Jak mam wolną sobotę, to jeżdżę i robię zdjęcia na stronę Ursynow.org.pl. W lesie Kabackim rozdzielono teraz ścieżki dla rowerzystów i dla pieszych, żeby przestali na siebie warczeć.
BA: Odkryłeś coś ciekawego ostatnio w czasie spaceru po Ursynowie?
MM: Przy ul. Meander zobaczyłem, że wewnątrz jednego z podwórek wiszą mocno wyblakłe czerwone markizy z napisem "Studio Ursynat". To była telewizja kablowa założona w 1987 roku przez grupę lokalnych społeczników. Produkowali własny lokalny program informacyjny. Później zostało to wykupione przez nieistniejącą telewizję Porion. Epoka się zmieniła, a markiza dalej wisi. Ciekawostką jest, że w Studiu Ursynat startowała Jola Pieńkowska. Ta dzielnica po prostu inspiruje.
Rozmawiał BARTOSZ ANDREJUK
Maciej Mazur jest reporterem "Faktów" TVN, współautorem strony internetowej Ursynow.org.pl i autorem książki "Czasoprzewodnik - 33 lata na Ursynowie". Jest rodowitym warszawiakiem.