- Działają nieprawidłowo – mówi o nowych bramkach na I linii metra Piotr Figiel z Fundacji Nowe Spojrzenie, która zajmuje się sprawami osób niewidomych i niedowidzących. Zarząd Transportu Miejskiego zapewnia, że pracuje nad rozwiązaniem problemu.
O pojawieniu się nowych bramek na pierwszej linii metra informowaliśmy w kwietniu tego roku. Rozsuwane przejścia zainstalowane zostały przy wejściach na peron z myślą o osobach z niepełnosprawnościami, bagażem, wózkiem czy rowerem, którym trudno jest przechodzić przez kołowrotki.
W przeciwieństwie do starych bramek potrzebują jednak kilku sekund na reakcję.
"Idziemy na sygnał dźwiękowy"
I właśnie na te sekundy zwracają uwagę niewidomi.
- Każda bramka ma nienaruszalną zasadę: sygnał dźwiękowy po przyłożeniu karty informuje nas, że możemy swobodnie przejść – mówi Figiel.
Jak twierdzi, rozsuwane przejścia nadają sygnał, który wprowadza w błąd. – Bramka otwiera się dopiero po około pięciu sekundach, co jest uciążliwe a wręcz niebezpieczne – ocenia.
On sam jest osobą niedowidzącą, jak mówi "wszystko zlewa mu się w szarość". Relacjonuje, że przy pierwszym użyciu nowej bramki uderzył głową w rozsuwane drzwi, bo nie spodziewał się, że będzie musiał czekać na jej otwarcie.
- Strasznie mnie to poirytowało – nie kryje.
Rozmowy z ZTM nic nie dały
Już po zainstalowaniu nowych przejść fundacja kontaktowała się z ZTM, jednak - jak twierdzi Figiel - nieskutecznie. - Przedsiębiorstwo ustami dyrektora zapewniało, że wszystko będzie w porządku, jednak za dużo było tych bezowocnych rozmów i spotkań - ocenia.
W czerwcu fundacja wysłała do ZTM pismo z kolejną prośbą o przeprogramowanie bramek.
My również zapytaliśmy zarząd o problemy z bramkami. "Sprawa jest nam znana, jest w realizacji. Do 17 lipca wykonawca ma przeprogramować działanie nowych bramek, tak aby nie było zwłoki pomiędzy skasowaniem biletu (czy też przyłożeniem karty) i sygnałem dźwiękowym a otwarciem bramki" - zapewnia w mailu wysłanym do naszej redakcji Tomasz Kunert, rzecznik ZTM.
A może likwidacja?
Tymczasem do budżetu obywatelskiego miasta zgłoszony został projekt dotyczący likwidacji bramek w metrze "na wzór Pragi, Berlina, czy Budapesztu". "Obecny system bramek, oprócz braku możliwości zweryfikowania osób bez biletu jest także dużą barierą architektoniczną w przestrzeni miejskiej i stanowi duże utrudnienie w swobodnym korzystaniu z metra" – twierdzi autor projektu. I przekonują, że środki zaoszczędzone na dodrukowywaniu wejściówek, dokupywaniu nowych bramek i ich serwisowaniu, pozwolą ZTM zatrudnić większą liczbę kontrolerów i zainstalować kamery do zliczania pasażerów. Szacunkowy koszt realizacji projektu to 100 tysięcy złotych.
Likwidację bramek postuluje także stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które podkreśla że obecność barierek w metrze to marnowanie publicznych pieniędzy. Jak zaznaczają jego przedstawiciele, poza generowaniem gigantycznych kosztów, bramki to niepotrzebna przeszkoda i niebezpieczeństwo w razie ewakuacji.
MJN podaje konkretne liczby: 70 proc. użytkowników metra posiada bilet długookresowy, niewymagający kasowania, a liczba gapowiczów to tylko 3 proc. "System, w którym za oszustwa bardzo nielicznej grupy męczymy się my wszyscy, którzy za bilety uczciwie płacimy, jest nieefektywny i niesprawiedliwy. Dlatego czas skończyć z bramkami!" - apelują.
Bramek nie zlikwidują
W kwietniu pytaliśmy już ZTM, czy nie rozważa całkowitej rezygnacji z bramek. Wówczas Kunert argumentował, że bramki służą do kontroli biletów. Ale też pozwalają ocenić, jak duża grupa pasażerów jest na terenie metra. Podkreślał również, że dane płynące z bramek wskazują, jakie jest wykorzystanie metra w konkretnych godzinach i jak dostosować do tego komunikację naziemną.
Bramka nowego typu na I linii metra
ab/ran