Sprawa sięga aż dziesięciu lat wstecz. W 2001 roku gmina Ursynów, wydała zgodę, aby firma budowlana rozpoczęła swoją działalność przy ulicy Farbiarskiej. Ale niespełna rok później, po protestach mieszkańców, ustawiono znak - ograniczający ruch pojazdów powyżej pięciu ton.
Firma budowlana natychmiast podała gminę do sądu. Dlaczego? Bo według niej znak zakazu całkowicie sparaliżował prace firmy. Spółka proces wygrała, a sąd prawomocnym wyrokiem nakazał urzędnikom wypłacić odszkodowanie – prawie 5 milionów złotych.
Dziennie tysiąc złotych odsetek
Obecny burmistrz dzielnicy twierdzi, że jego poprzednicy nie negocjowali z firmą i zaniedbali procedury odwoławcze. - Za kadencji Urszuli Kierzkowskiej wyrok się uprawomocnił w 2010 roku. Nie zapłacono wtedy odszkodowania i z każdym dniem naliczane było tysiąc złotych odsetek – wyjaśnia Piotr Guział, burmistrz Ursynowa.
Katarzyna Czajkowska, która w poprzedniej kadencji była na Ursynowie szefem biura prawnego twierdzi, że dzielnica do ostatniej chwili próbowała sprawę uratować. - Były kierowane do sądu pisma, odwołania, to była sprawa, która toczyła się w dwóch instancjach, aż do lutego bieżącego roku – zapewnia Czajowska.
Bez remontów dróg
W całej tej sprawie jest jeszcze drugie dno. Piotr Guział twierdzi, że przez tak wysokie odszkodowanie okroić trzeba będzie wydatki na remonty ulic, chodników i sprzątanie dzielnicy. - Jesteśmy teraz w dramatycznej sytuacji. Niestety w tym roku drogi nie będą remontowane w takim zakresie, jaki sobie założyliśmy – nie pozostawia złudzeń burmistrz.
Guział poprosił ratusz o kontrolę i pomoc finansową. Tej jednak nie należy się spodziewać. - Dzielnica ma instrumenty do tego, aby zwiększyć swoje dochody, co pozwoli na spłacenie kary - doradza Marcin Ochmański, rzecznik prasowy ratusza.
Michał Traczbf/ec