"Święto narodowe, to dla mnie dzień żałoby". 20 lat od katastrofy Iskry

"To święto narodowe, a dla mnie dzień żałoby"
Źródło: TVN24
Dwadzieścia lat temu wojskowy samolot TS-11 Iskra z dwoma pilotami na pokładzie rozbił się w lesie pod Otwockiem. Piloci sprawdzali warunki pogodowe przed pokazem na defiladzie z okazji święta niepodległości.

Wczesnym przedpołudniem 11 listopada 1998 roku na lotnisku 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim trwały przygotowania do defilady. 14 samolotów miało przelecieć nad placem Piłsudskiego w trakcie państwowych obchodów święta niepodległości.

Ostatni lot

Dwóch pilotów kapitan Mariusz Oliwa i kapitan Tomasz Pajórek wystartowało około 11.15. Ich samolot należał do zespołu akrobacyjnego wojsk lotniczych Iskry. Obaj piloci byli bardzo doświadczonymi lotnikami, na kontach mieli po 2000 godzin lotów. Ich Iskra miała dokonać zwiadu pogody. Ten lot przebiegał całkowicie w chmurach, przy bardzo złych warunkach atmosferycznych, na małej wysokości.

Niedługo po starcie maszyna rozbiła się w okolicy Otwocka. Spadła kilkadziesiąt metrów od zabudowań mieszkalnych. - Usłyszałam, że silnik dziwnie pracuje, wydawał bardzo wysoki ton i samolot przechylił się na skrzydło, które - dokładnie nie wiem, ponieważ nie było widać i zderzył się z ziemią - opisywała jedna ze świadków katastrofy. - Później się zrobił błysk i dym i huk. Taka była sytuacja - mówił inny świadek.

"Wracają wspomnienia"

W czasie, gdy w Warszawie trwały obchody stulecia odzyskania niepodległości rodziny i przyjaciele zmarłych pilotów upamiętnili 20. rocznicę ich śmierci.

- Te dwadzieścia lat, to tak jakby był tydzień, dwa tygodnie po wypadku. Za każdym razem, kiedy tu jesteśmy, wracają wspomnienia - przyznała Agnieszka Pajórek, wdowa po pilocie.

W rocznicę tragedii, co roku spotykają się w lesie pod Otwockiem. Wokół upamiętniającego pilotów głazu pojawiają się znicze i kwiaty, nie brakuje pośród nich barw narodowych. W tym roku obok stał też biało-czerwony model Iskry, z dwoma pilotami w kabinie.

Na uroczystości obecni byli żołnierze i piloci. Po mszy świętej odbył się apel pamięci. Kompania reprezentacyjna oddała też salwę honorową.

- To jest dla mnie bardzo smutny dzień, każdego roku. To święto narodowe, a dla mnie dzień żałoby. Uśmiechnąć się oczywiście można, ale zapomnieć się nie da. I chyba nie chcę - mówiła Hanna Oliwa, wdowa po pilocie.

kk/pm

Czytaj także: