Tytuł filmu, to po prostu językowa gra. Cellulit oznacza nie tylko wstydliwą i trudną do zwalczenia cielesną sprawę.
- Mnie się ten tytuł bardzo podobał. Pasował do historii. Bohaterki używają słowa cellulit jako kodu. Chcą w sposób nie do końca legalny pozbyć się mężczyzny, który sprawia im kłopot. Nazywają go cellulitem po to, żeby nikt inny nie zorientował się, kiedy o nim mówią w miejscach publicznych – opowiada reżyser.
Boczarska w pięciu wcieleniach
W filmie zobaczymy Maję Hirsch, Dominikę Kluźniak oraz Magdalenę Boczarską, która pojawia się w pięciu wcieleniach. – masażystki, tancerki go-go, szalonej chemiczki, gosposi i tropicielki zbrodniarza.
- Każde wcielenie było dużym wyzwaniem. Musiałam m.in. przygotować się tanecznie, musicalowo. Wyzwaniem było wcielenie się w ukraińską służącą, bo nie mogła być zbyt urodziwa. Miałam sztuczny zgryz. Nie wyglądałam najciekawiej. Kiedy ekipa mnie zobaczyła, krzyknęła "o, boże" – wspomina aktorka.
Komedia Andrzeja Saramonowicza "Jak pozbyć się cellulitu" wchodzi do kin 4 lutego.
myk/par