- Nie spodziewałem się, że akcja zbierania pamiątek potrwa dłużej niż rok, że każdy kolejny będzie przynosił tyle ciekawych niespodzianek – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego - Wciąż pozyskujemy nowe eksponaty od rodzin powstańców. Stale monitorujemy też europejskie aukcje - dodaje. Po spektakularnym zakupie kolekcji poczty powstańczej na aukcji w Dusseldorfie w 2008 roku, zapadła decyzja o utworzeniu specjalnego funduszu na ten cel.
W minionym roku zgromadzone pieniądze pozwoliły na przejęcie biało-czerwonej opaski Tadeusza "Bora" Komorowskiego. Przedstawiciel muzeum wylicytował opaskę wodza Armii Krajowej za niemal 4 tysiące funtów w brytyjskim domu aukcyjnym Bamfords. Zakup dołączył do opaski drugiego wodza Powstania, Antoniego "Montera" Chruściela. Na aukcjach internetowych muzeum pozyskuje często zdjęcie zrobione w okupowanej Warszawie przez niemieckich żołnierzy.
Więzienne szachy z chleba
Ale większość pamiątek to dary rodzin powstańców. Tak było z herbatnikami z alianckich zrzutów, które przekazała Hanna Litwin. Kobieta znalazła je na strychu domu pod Warszawą. Herbatniki w celofanowych paczuszkach znajdowały się w zamkniętej metalowej puszce.
- Przez kilkadziesiąt lat były nietknięte, aż dobrała się do nich jakaś łasica. Włamała się do pudełka, ale zjadła tylko kilka z wierzchu. Mam nadzieję, że jej nie zaszkodziły – żartuje Jan Ołdakowski. Herbatniki uzupełniły kolekcję powstańczych wiktuałów, w której poza różnymi rodzajami ciastek znajduję się np. zapakowana tabliczka czekolady.
Niekiedy pożywienie przetrwało w niekonwencjonalnej formie. W więzieniu przy Rakowieckiej w okresie stalinowskim z chleba rzeźbiono szachowe figurki. W 1954 roku kolekcję 23 takich figurek wyniósł z celi Leonard Bandosz. 57 lat później do kolekcji muzeum przekazała je jego córka, Hanna Szurpicka.
Koszula, w której zginął "Felek"
Muzealne zbiory zasiliła także lniana koszula Ireneusza Czajkowskiego, pseudonim "Felek". Żołnierz batalionu Baszta poległ w niej we wrześniu 1944 roku przy ul. Czeczota. - Babcia sama uszyła tę koszulę i dała ją Irkowi na Powstanie Warszawskie. Po jej śmierci, w 1957 roku trafiła do szafy mojej mamy – opowiada Elżbieta Rakowska. Zanim zaniosła do muzeum koszulę wuja, oddała tam jego zdjęcia, legitymację i pudełeczko z proszkami od bólu głowy. Rozstanie z lnianą koszulą było najtrudniejsze. – Ręka mi nie zadrżała, ale po policzku trochę popłynęło... Wiem, że to odpowiednie miejsce na takie pamiątki, ale każdy wyjazd z siateczką w dłoni to dla mnie duże przeżycie – mówi wzruszona kobieta.
Mimo sędziwego wieku Bohdan Hryniewicz przyleciał z USA, aby osobiście przekazać oryginalną odznakę wykonaną przez wyzwolonych z Gęsiówki Żydów greckich. Do swojej odznaki ofiarodawca dołączył również legitymację AK, fotografie i inne cenne pamiątki.
Trudne rozstania
Oczywiście nie każdy skarb ma szansę stać się od razu elementem ekspozycji stałej. Dlatego muzeum robi na niej rotację i organizuje wystawy czasowe. Podczas nadchodzących obchodów 68. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego zaprezentowana zostanie kolekcja 46 sztuk broni Waldemara Nowakowskiego.
Potomkom powstańców bardzo trudno rozstać się z pamiątkami, które traktują jak relikwie. Mają świadomość, że muzeum jest najwłaściwszym miejscem, ale odkładają moment ich przekazania. O decyzji przesądzają często obawy, że po śmierci rodzinne sentymenty się skończą, a rzeczy trafią na aukcje lub do śmietnika.
- Członek mojej rodziny przychodził do mnie pokazując zalaminowaną legitymację AK-owską. Mówi "Janku, na razie ci jej nie oddam" – przytacza Ołdakowski i dodaje, że ładunek emocjonalny zawarty w przedmiotach jest zbyt duży, żeby ponaglać ich właścicieli.
Pamiątki na właściwym miejscu
Są jednak tacy, którymi nie targają wątpliwości. Andrzej Marynowski oddał w minionym roku przedwojenne opatrunki PCK ze szpitala powstańczego przy ul. Obozowej, którego organizatorką była jego matka. W muzealnej kolekcji znalazł się także podarowany przez niego drewniany krzyżyk, na który przysięgali ludzie wstępujący do konspiracji.
- Mama umarła w wieku 99 lat. Poświęcam dużo czasu na porządkowanie jej archiwum. Przekazuję sukcesywnie zdjęcia i dokumenty do Muzeum Więzienia Pawiak, Muzeum Powstania i innych instytucji. Tam będą mogły kogoś zainteresować i wzruszyć. Chcę, żeby to były pamiątki wszystkich, nie tylko moje – wyznaje Andrzej Marynowski.
Nie przestają szukać skarbów
Uczynienie z rodzinnych relikwii muzealnych eksponatów, poza większą publicznością, zapewnia im także odpowiednią konserwację. Niekiedy, jak w przypadku dokumentów z 1944 roku zamurowanych w jednym z domów na Starych Bielanach, jest ona niezbędna. Muzealnicy są pewni, że warszawskie mury, piwnice i strychy kryją jeszcze niejeden taki skarb. - Próbujemy namierzyć kilka powstańczych skrytek i wraku niemieckiego samolotu zatopionego pod Warszawą – zdradza dyrektor Ołdakowski.
Piotr Bakalarski