Radny chciał dowiedzieć się z kim miasto podpisało umowy o dzieło i zlecenie między innymi na promocję biura edukacji na kilka tysięcy złotych. Radny twierdził, że tego wymaga przejrzystość życia publicznego. Ratusz, że tego wymaga ochrona danych osobowych.
Trzy umowy
Poszło o trzy umowy: pierwsza to analiza socjologiczna Pikniku Naukowego Polskiego Radia i Centrum Nauki Kopernik, za którą miasto zapłaciło 4 tysiące złotych. Druga obejmowała wykład dla uczniów i nauczycieli, którą Ratusz wycenił na 3,5 tysiąca. Najciekawsza jest umowa na współpracę biura edukacji w Ratuszu z mediami, na kwotę 10 tys. złotych.
Hanna Gronkiewicz-Waltz zapewnia, że nie ma nic do ukrycia. Ukryć jedynie trzeba nazwiska tych osób, bo to nakazuje miastu ustawa o ochronie danych osobowych. - My tutaj nic nie skrywamy, chodzi po prostu o prawidłową wykładnię prawa - mówi prezydent.
Eksperci bronią radnego
Argumentację ratusza już w ubiegłym roku podzieliło Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Dziś - rację urzędnikom przyznał także sąd. Sędzia podkreśliła, że osoby zatrudnione przez miasto mają prawo do prywatności, zwłaszcza, że nie są osobami publicznymi.
Rady PiS nie kryje oburzenia. - W tym przypadku okazuje się, że mogą być zawierane umowy zlecenia z osobami, które są spokrewnione z osobami zatrudnionymi w urzędzie miasta, i w tym przypadku ratusz mógłby powiedzieć: "To jest tajemnica, nic państwu do tego" - argumentuje Krajewski. I zapowiada, że odwoła się od wyroku do wyższej instancji.
Stronę radnego trzymają też eksperci zajmujący się przejrzystością życia publicznego. - Każdy obywatel, nie tylko radny powinien mieć dostęp do takich informacji. Bo jak sprawdzić zasadność podpisanej umowy, skoro nie można poznać imienia i nazwiska osoby, z którą podpisało się umowę – mówi Adam Sawicki z fundacji Batorego.
Michał Tracz
ec/par