Raczej ziomy niż koleżanki

fot. Myspace, film: TVN Warszawa
fot
Źródło: | Berjuan Toys
Kobiety to w środowisku hiphopowym zdecydowana mniejszość. Kim są warszawskie raperki? Jak radzą sobie w męskim, seksistowskim otoczeniu? Zapytaliśmy o to jedną z nich.

Warszawskie raperki można policzyć na palcach. Póki co kobiecy rap pozostaje hobby i ciężko na nim zarobić. – Nie żyję z hip hopu. Jestem PR-owcem i z tego się utrzymuję – przyznaje Mi-La warszawska raperka - Z hip hopu można żyć, są na to przykłady, ale chyba nie udało się to żadnej kobiecie. To scena zdominowana przez facetów – dodaje.

Bez zawiści

Mi La zaprzecza plotkom o rzekomej zawiści wśród raperek. - Trzymamy sztamę z Wdową i innymi raperkami. Ten rok udowodni, że jest nas więcej - zapowiada enigmatycznie nowy projekt. Na razie na jej profilu na MySpace można znaleźć jeden utwór "Ponad".

- Raperkom nigdzie nie jest łatwo. Są piękną i słabszą płcią, co w hip hopie kulturze, która jest trochę seksistowska, jest jakimś utrudnieniem – przyznaje Kamil "Jakuza" Jaczyński z wytwórni Wielkie Joł.

Mało płciowości

Ale Mi-La przekonuje, że nie spotkała się z przejawami środowiskowej niechęci czy seksizmu. - Jeśli jest potrzeba współpracy, nigdy nie odmawiają. Jestem z podwórka, z jednej ławki z kolegami. Zawsze byłam raczej ziomem, niż koleżanką. Jest kumpelsko – tłumaczy i dodaje, że zagadnienia płci nie dominują jej twórczości.

bako/roody

Czytaj także: