W piątek weszła w życie ustawa powołująca komisję weryfikacyjną. To pomysł Prawa i Sprawiedliwości na walkę z dziką reprywatyzacją w stolicy. Komisja ma badać zgodność z prawem decyzji administracyjnych dotyczących zwrotu nieruchomości. Jej prace mają być jawne i ruszyć pod koniec miesiąca.
Prawa ręka Ziobry
Na czele zespołu - jak podały nieoficjalnie w piątek "Fakty" TVN - stanąć ma Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i prawa ręka Zbigniewa Ziobry. Oficjalną decyzję w tej sprawie premier Beata Szydło ma podjąć w przyszłym tygodniu. Tuż po tym, jak Sejm wybierze wszystkich członków komisji.
Tych z kolei ma być dziewięciu: pięciu z Prawa i Sprawiedliwości i po jednym z Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Kukiz 15 i Polskiego Stronnictwa Ludowego, czyli wszystkich opozycyjnych partii zasiadających w Sejmie.
Według "Faktów" TVN poza Patrykiem Jakim z ramienia PiS do komisji ma wejść też Paweł Lisiecki. To wieloletni radny Warszawy, burmistrz Pragi Północ, a obecnie poseł partii rządzącej. Na co dzień jest szefem parlamentarnego zespołu do spraw zbadania nieprawidłowości przy reprywatyzacji.
Nowoczesna prawdopodobnie postawi na Pawła Rabieja. Natomiast pozostałe partie zamierzają do komisji delegować prawników, a nie polityków. - Powinniśmy mieć jako opozycja swojego przedstawiciela, który obnaży tę polityczną hucpę, jaką proponuje Polakom Prawo i Sprawiedliwość - przyznał warszawski poseł PO Marcin Kierwiński.
Oprócz dziewięciu członków z ramienia poszczególnych partii, w komisji weryfikacyjnej działać ma też tzw. rada społeczna. Będzie się składała z członków ruchów lokatorskich i miejskich. Ich nazwiska na razie nie są znane.
Afera reprywatyzacyjna
- Ta komisja jest odpowiedzią na społeczne oczekiwania, żeby państwo coś w tej sprawie [reprywatyzacji - red.] zrobiło - powiedział w piątek polityk PiS Ryszard Czarnecki.
Przypomnijmy, że komisja weryfikacyjna to konsekwencja afery reprywatyzacyjnej dotyczącej nieruchomości na placu Defilad, pod dawnym adresem Chmielna 70. Warta około 160 milionów złotych działka w sercu miasta stała się symbolem reprywatyzacyjnych nieprawidłowości. Urzędnicy z ratusza oddali ją w prywatne ręce w 2012 roku na podstawie roszczeń z tytułu dekretu Bieruta. Zwrot jednak nie powinien nastąpić, bo jej przedwojennemu właścicielowi wydano odszkodowanie już w latach 50.
- W żadnym państwie europejskim nie mieliśmy pod oknami ratusza sytuacji, kiedy dochodziło do przestępstw w biały dzień - ocenia surowo Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
Po Chmielnej media odkrywały sprawy kolejnych nieruchomości, które w wątpliwy sposób zwracał urząd miasta. Hanna Gronkiewicz-Waltz długo jednak zwlekała z dymisjami. Ostatecznie zwolniła dwóch swoich zastępców i zapowiedziała audyt, który ostatecznie… nie powstał.
Miasto dwukrotnie unieważniło przetarg na firmę, która miałaby taki audyt przeprowadzić. Wreszcie uznano, że jest on bezzasadny, bo sprawy zwrotów nieruchomości i tak bada już prokuratura i CBA.
Świadek Gronkiewicz-Waltz
Ministerstwo Sprawiedliwości nie kryje dziś, że jednym z najważniejszych świadków komisji ma być prezydent Warszawy. Mimo, że sama Hanna Gronkiewicz-Waltz otwarcie deklaruje, że na przesłuchanie się nie stawi. Jak podkreśliła na początku kwietnia w "Faktach po Faktach", jej zdaniem jest to organ niekonstytucyjny.
- Jeśli nie będzie się chciała stawić przed tą komisją, to znaczy, że ma rzeczy, o których nie chce mówić bądź chce je ukryć - skomentowała w piątek rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek. - U ważnego polityka PO widać prawdziwy strach, ze musiałaby odpowiedzieć na trudne pytania - powiedział z kolei Patryk Jaki.
Gronkiewicz-Waltz o komisji reprywatyzacyjnej
Krzysztof Skórzyński, "Fakty" TVN
kw/pm