Protest przeciw zmianom ustawy antyaborcyjnej. Przepychanki z policją

Protest przed Pałacem Arcybiskupów
Źródło: TVN24
Przepychankami z policją zakończył się organizowany przez protest studentów przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Protestujący spotkali się przed Uniwersytetem Warszawskim, potem przeszli przed Ministerstwo Zdrowia, wreszcie przed siedzibę kurii.

Uczestnicy manifestacji spotkali się przed godz. 13 przed bramą główną UW przy Krakowskim Przedmieściu. Zapowiadali "strajk ostrzegawczy w formie wiecu, w sprawie procedowanej przez parlament tzw. ustawy antyaborcyjnej".

Uczestnicy pikiety trzymali transparenty z hasłami m.in.: "Czarny protest", "Edukacja zamiast zakazów", "Literatura, sztuka w walce z fanatyzmem", "Wybór nie tylko dla bogatych", "Aborcja wolna od (o)sądów". Skandowano: "Wolność, równość, aborcja na żądanie", "Studenci za prawem do aborcji, studentki za prawem do aborcji", "Nie chcesz aborcji, to jej sobie nie rób".

Wydarzeniom przyglądała się reporterka TVN24 Ewa Paluszkiewicz. - Studenci zgromadzeni przed uniwersytetem zdecydowali się przejść przed Ministerstwo Zdrowia i Pałac Arcybiskupów przy Miodowej. Grupa studentów weszła na jego dziedziniec, gdzie zaczęli skandować hasła i zapraszać biskupów do rozmowy. Na początku siedzieli, potem chcieli wejść do budynku - relacjonowała Paluszkiewicz. Reporterka oceniła, że grupa, która dotarła przed siedzibę kurii, liczyła około stu osób.

Przepychanki z policją

Protest zabezpieczała policja. Gdy protestujący chcieli dostać się do budynku, funkcjonariusze interweniowali. - Zaczęły się przepychanki. Studenci postanowili, że zejdą z dziedzińca na ulicę Miodową. Tam policjanci chcieli zatrzymać jedną lub dwie czy trzy osoby, ale studenci zaprotestowali. Zaczęła się kolejna szarpanina - relacjonowała Paluszkiewicz.

- Postanowiliśmy siedzieć na ziemi w ramach protestu. Okazało się, że policja próbuje nas spacyfikować, wypychać spod drzwi kurii, do której mamy prawo przyjść, tak jak kuria ma prawo przyjść do naszych domów i zakazywać nam aborcji lub kazać naszym dzieciom, młodzieży uczyć się religii - tłumaczył Wojciech Łobodziński ze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego.

- Gdy policja zaczęła nas wypychać, trzy osoby rzuciły śnieżką w drzwi kurii i wtedy policjanci użyli przemocy bezpośredniej wobec nas. Uważamy, że rzucenie śnieżką to bardzo symboliczny wymiar oporu wobec Kościoła katolickiego w Polsce - powiedział Łobodziński.

Gdy emocje opadły, uczestnicy manifestacji - w asyście policji - wrócili przed gmach uczelni, po czym rozwiązali zgromadzenie. Jak mówiła Ewa Paluszkiewicz, po godzinie 14 na Krakowskim Przedmieściu było już spokojnie. - Kilka radiowozów policyjnych wciąż jest na miejscu, ale tylko prewencyjnie - podsumowała reporterka.

"Nie brakowało prowokacji"

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak powiedział z kolei, że podczas zgromadzenia "nie brakowało prowokacji ze strony uczestników manifestacji". - Rzucanie śnieżkami w policjantów czy używanie wulgaryzmów pozwalają na postawienie pytania o cel takich zachowań - powiedział.

- Idąc z określonymi hasłami, manifestujący powinni w naturalny sposób skupić się na celu zgromadzenia, a nie zaczepianiu policjantów, dbających o ich bezpieczeństwo. Żadne zgromadzenie nie upoważnia do łamania prawa, a do obowiązków policjantów należy reakcja na jego naruszenia - dowodził rzecznik.

Dopytywany przez tvnwarszawa.pl, czy ktoś został zatrzymany, poinformował, że nie. - Nikt nie został zatrzymany, nie nałożono mandatów karnych. Podkreślam jednak, że rejestrowano przebieg manifestacji, materiał ten będzie przez nas analizowany pod kątem ewentualnych naruszeń prawa - zapowiedział Marczak.

I podał, że w punkcie kulminacyjnym zgromadzenia udział wzięło około 100 osób.

Organizatorem wydarzenia był Studencki Komitet Antyfaszystowski w porozumieniu z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet.

md/PAP/kw/b

Czytaj także: