Policyjny nalot na Syrenę

fot. Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl
fot. Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl
W niedzielny wieczór policja dostała sygnał o rozprutej puszce WOŚP. Urządziła nalot na śródmiejski squat Kolektywu Syrena. - Interwencja była brutalna i bezprawna - skarżą się sqatersi. Policja nie ma sobie nic do zarzucenia.

Do zajścia doszło w niedzielę 8 stycznia przy ul. Wilczej 30. W skłocie prowadzonym przez Kolektywu Syrena odbywało się właśnie spotkanie, dyskusja i pokazy filmów o politycznej sytuacji opozycji na Białorusi.

Squatersi: policja była agresywna

- Około 15 funkcjonariuszy, bez uprzedzenia, wtargnęło do środka po tym, jak sierżant Kamil Obydź wyważył drzwi wejściowe. Osoby przebywające wewnątrz budynku i proszące o wyjaśnienia spotkały się z fizyczną przemocą, agresją i wyzwiskami. Wyżej wspomniany sierżant Obydź wbiegł do jednego z pomieszczeń, gdzie zwyzywał i uderzył jedną ze znajdujących się tam osób – czytamy na blogu Kolektywu Syrena.

Według autor relacji funkcjonariusze początkowo odmówili podania przyczyny interwencji, potem podali trzy różne, wzajemnie wykluczające się. Po spisaniu danych uczestników spotkania, policjanci opuścili budynek.

- Akcja policji była skandaliczna. Ilość funkcjonariuszy i sposób ich działania były niewspółmierne do rzekomego powodu wtargnięcia na teren budynku. Brutalna interwencja zmusiła legalnie przebywającego w Polsce, nieposzukiwanego działacza antyautorytarnej białoruskiej opozycji, do ucieczki przez okno - oburzają się squatersi i oskarżają policję o nieuzasadnione użycie przemocy fizycznej. Nie uzasadniają jednak dlaczego Białorusin zdecydował się na uczieczkę.

Policja: squatersi nie wykonywali poleceń

Przyczyny interwencji wyjaśnia rzecznik komendy stołecznej. - Dostaliśmy anonimowy telefon, że w mieszkaniu przy Wilczej została rozerwana puszka z pieniędzmi przeznaczonymi na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Na miejsce udały się dwie załogi, które potem poprosiły o wsparcie, ponieważ osoby przebywające w mieszkaniu nie reagowały na polecenia funkcjonariuszy. Wylegitymowano je. Puszki nie odnaleziono – mówi Maciej Karczyński, rzecznik warszawskiej policji.

Karczyński zaprzeczył zarzutom o wyważeniu drzwi, przemocy i wyzwiskach. Jednocześnie przyznał, że do prokuratury wpłynęła oficjalna skarga na funkcjonariusza. - Sprawa będzie wyjaśniana – podsumował rzecznik komendy stołecznej.

bako

Czytaj także: