Sylwester Marczak, rzecznik prasowy komendy stołecznej, poinformował w rozmowie z tvnwarszawa.pl, że policja ma ogromną ilość materiałów filmowych i zdjęciowych z niedzielnego marszu.
- Napływają do nas materiały od uczestników i świadków, mamy też dużo własnych materiałów. Przed nami duża praca, bo wszystkie te zdjęcia i nagrania trzeba przeanalizować - mówi Marczak. Dodaje, że każda osoba, która odpaliła race, musi się liczyć z konsekwencjami.
Zagrożenie, a nie znieważenie
Ale odpalanie rac to tylko jedno z pomarszowych postępowań. Inne dotyczy spalenia flagi Unii Europejskiej. W tym przypadku nie ma przełomu. Nikt nie usłyszał zarzutów.
Policja wyjaśnia, że nie chodzi o publiczne znieważenie czy zniszczenie flagi, co zagrożone jest karą grzywny lub pozbawienia wolności do roku. - Nie chodzi nam o podpalenie flagi Unii Europejskiej, bo ona nie jest w żaden sposób chroniona. Chodzi o skrajnie nieodpowiedzialną postawę osoby, która użyła ognia w tak wielkim tłumie - mówi Sylwester Marczak.
Dodaje, że dokładne zaklasyfikowanie tego zachowania będzie należało do prokuratury.
Do incydentu odniósł się też w poniedziałek komendant główny policji. - To było [podpalenie flagi - red.], w naszej ocenie bardzo niebezpieczne z punktu widzenia psychologii tłumu, w środku marszu, wśród ludzi - powiedział Jarosław Szymczyk. - Będziemy dążyć zdecydowanie do tego, żeby sprawców tego nieodpowiedzialnego zachowania szybko ustalić i rozliczyć - dodał.
Po nagrodę zgłosił się skarbnik Młodzieży Wszechpolskiej
W poniedziałek - po tym, jak policja wyznaczyła 5 tysięcy złotych nagrody za podanie informacji o sprawcy podpalenia flagi - uaktywnili się działacze Młodzieży Wszechpolskiej. Jej przewodniczący, Ziemowit Przebitkowski, poinformował w mediach społecznościowych, że poprosił skarbnika organizacji o zgłoszenie, że to właśnie Przebitkowski odpowiada za podpalenie flagi. Skarbnik miałby przekazać uzyskaną w ten sposób nagrodę na rzecz organizacji.
Policja potwierdziła, że zgłosił się mężczyzna, który doniósł na Przebitkowskiego. Na Twitterze stwierdziła jednak, że traktuje to nie do końca poważnie. "Potwierdzamy, że do jednej z komend zgłosił się mężczyzna, który wskazał osobę, która miała podpalić flagę. Informacja ta zostanie przez nas sprawdzona. Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z próbą zamiany całej sytuacji w żart" - czytamy na oficjalnym profilu Komendy Stołecznej.
Groźby karalne
Trwa również dochodzenie w sprawie ataku na dziennikarkę "Gazety Wyborczej", która rejestrowała przebieg marszu. - Wykorzystaliśmy materiał, który mamy. Liczymy, że ktoś może rozpoznać napastnika po charakterystycznej kominiarce. Czekamy na informacje - mówi Sylwester Marczak.
Na opublikowanym przez "Wyborczą" filmie widać, jak nagrywająca materiał dziennikarka jest zaczepiana przez jednego z uczestników marszu. Zostaje też popchnięta. Ciągle słychać wyzwiska pod jej adresem.
Reporterka wzywała pomocy, a także próbowała tłumaczyć, że wykonuje swój zawód. Kiedy wyjaśniała, że jest dziennikarką i ma prawo uczestniczyć w marszu, słyszała "proszę odejść". Jeden z zamaskowanych mężczyzn groził jej również zniszczeniem sprzętu nagrywającego.
Dziennikarka złożyła w poniedziałek w tej sprawie zeznania w Komendzie Stołecznej Policji.
mś/pm