Marcin Chłopaś: Kierowcy się was nie boją…
Komisarz Jarosław Gnatowski, Biuro Prewencji i Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji: My nie jesteśmy od tego, żeby się nas bać. Mamy pomagać. Oczywiście każdy pirat musi się liczyć z tym, że nie jest anonimowy na drodze. Ale wykroczeń, zwłaszcza poza terenem zabudowanym, jest coraz mniej. Ludzie jeżdżą wolniej. To pewnie również zasługa przepisów, tego że za przekroczenie prędkości można stracić prawo jazdy. Niemniej świadomość tego, że nikt nie jest anonimowy, przyczynia się do zdejmowania nogi z gazu.Jest pan zadowolony z możliwości policji w walce z piratami drogowymi?Tak. W porównaniu z policjantami z innych krajów, nie mamy się czego wstydzić. Jeśli chodzi o sprawy techniczne, do rejestrowania wykroczeń, mamy urządzenia z górnej półki. Mamy też dobre środki prawne. E tam. Kierowcy grozi najwyżej 500 złotych mandatu. Prawdziwego pirata to nie odstraszy.Oczywiście, ale nie jest powiedziane, że policjant musi zastosować postępowanie mandatowe. To on – w zależności od sytuacji, jaka była na drodze - podejmuje decyzję, czy zakończy sprawę na miejscu, czy zachowanie kierującego jest na tyle rażące, że skieruje sprawę do sądu. Do wniosku może dołączyć zatrzymane prawo jazdy i to sąd będzie decydował o dalszych losach dokumentu i kierowcy. Wachlarz narzędzi jest wystarczający. Możemy zastosować takie środki prawne, żeby kierowca naprawdę wziął to sobie do serca.
Jak często się zdarza, że stosowane jest coś więcej niż mandat i punkty?W ubiegłym roku wystawiliśmy 3 489 845 mandatów karnych, a do sądów skierowaliśmy 160 402 wnioski o ukaranie. W 2015 było to odpowiednio 3 578 207 i 164 524. To dane Komendy Głównej Policji, które dotyczą całego kraju. Moim zdaniem przekroczenie prędkości o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę czy "miejska klasyka" – dwa samochody zatrzymały się przed przejściem, trzeci się nie zatrzymał i potrącił pieszego – kwalifikują się do przekazania do sądu. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, po latach doświadczenia w drogówce, żeby zastosować postępowanie mandatowe.A mimo to w 2016 roku znowu pogorszyły się statystyki śmiertelności wśród pieszych ofiar wypadków. Może to efekt likwidacji miejskich i gminnych fotoradarów?To nie jest jednoznaczne. Są miejsca, w których faktycznie odnotowaliśmy wzrost. Ale na przykład w 37 proc. sytuacja nie uległa zmianie. Są miejsca - to oscyluje w granicach 27 proc. - gdzie poziom bezpieczeństwa się poprawił. Nie można powiedzieć wprost, że zlikwidowanie fotoradarów to przyczyna wzrostu liczby wypadków. Z tej wstępnej analizy wynika, że jest constans. Nie możemy powiedzieć, ani że jest bardzo źle, ani że nic się nie zmieniło i jest bardzo dobrze.To dlaczego statystyki śmiertelności wśród pieszych ofiar wypadków drogowych nadal stawiają nas w samym ogonie Unii?Są dwie strony medalu. Kierowcy nie są bez winy. Ale i piesi popełniają wykroczenia. Zwłaszcza w terenie niezabudowanym bardzo często możemy zaobserwować idących prawą stroną drogi, bez odblasków, niewidocznych dla kierującego. I tak naprawdę w takiej sytuacji to ten pieszy będzie sprawcą wypadku. Policjanci na różne sposoby próbują temu zapobiegać. Począwszy od działań profilaktycznych skierowanych do pieszych, skończywszy na działaniach ukierunkowanych na to, żeby takie wykroczenia ujawniać i pieszych, którzy nie biorą do serca tego, o co prosimy, karać mandatami. A ja patrzę na statystyki. Raport o wypadkach Komendy Stołecznej Policji za 11 miesięcy 2016 roku. Zginęło 47 osób w tym 28 pieszych. Tylko 9 z winy samego pieszego.W dużych miastach sytuacja faktycznie wygląda inaczej. Tu częściej wina jest po stronie kierowcy. Kłania się więc zarówno edukacja pieszych, jak i kierowców. Szczególnie zagrożone są rejony przejść dla pieszych, tam gdzie nie ma sygnalizacji. "Klasyka" to nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na pasach.Właśnie. A pan mi opowiada, że piesi popełniają wykroczenia, bo nie mają odblasków poza obszarem zabudowanym.Dobrze, ale w miastach też mają swoje za uszami. Niech pan spojrzy, jak często się zachowują. Jak skracają sobie drogę. Absolutnie nie można sklasyfikować, że wszyscy piesi są źli, albo że kierowcy są źli. Są przypadki rażącego, karygodnego zachowania kierującego, który powoduje potrącenie pieszego tam, gdzie powinien mieć on pierwszeństwo. Ale również nieodpowiedzialne zachowanie pieszych. Osoby starsze, 60+..."Wtargnęły na jezdnię"?Nie. Przechodzą tam, gdzie nie powinni przechodzić.24 procent przypadków. Poza tym znowu mnie pan wciąga w rozmowę o "złych pieszych", a to są niechronieni uczestnicy ruchu drogowego. Nie mają absolutnie żadnych szans z samochodem. Jeśli więc prowadzę narzędzie, które może zabić, moją rolą jest zrobić wszystko, żeby nikomu nie stała się krzywda.Dojeżdżając do przejścia jak najbardziej. Ale ja nie chcę generalizować, że winni są kierowcy. Bo piesi też są sprawcami wielu zdarzeń drogowych. A ja mam obawę, że to jest przejaw stereotypowego myślenia: "pieszy ma uważać". Pan tak mówi, choć statystyka pokazuje, że w większości wypadków, w których giną piesi, winni są kierowcy. Jakie działania podejmowane są przez policję, żeby tych kierowców powstrzymać?Wszelkie. Począwszy od profilaktyki, skończywszy na konkretnych działaniach nakierowanych na wykrywanie wykroczeń popełnianych przez kierujących wobec pieszych. W każdym miesiącu – terminarz jest narzucony przez Komendę Główną Policji – są prowadzone działania "niechroniony uczestnik ruchu drogowego". Oprócz tego na poziomie lokalnym wszystkie jednostki realizują te zadania. Mamy świadomość, że wykroczenia popełniane wobec pieszych, jeśli dojdzie do zderzenia, kończą się bardzo źle, albo tragicznie. Co to są "działania niechroniony uczestnik ruchu drogowego"?W wytypowane przez KGP dni policjanci pionu ruchu drogowego gros swojego czasu poświęcają na ujawnianie wykroczeń popełnianych wobec pieszych i przez pieszych, którzy niewłaściwie zachowujących się na drodze. Mamy to już zaplanowane na cały rok: 16.01, 08.02, 07.03, 14.04, 31.05, 29.06, 14.07, 03.08, 08.09, 24.10, 27.11 i 08.12. Ale i w zadaniach stałych wszystkich policjantów jest ujawnianie wykroczeń wobec pieszych.
Jarosław Gnatowski o postępowaniu mandatowym
To dlaczego w Polsce ginie 34 pieszych na milion mieszkańców, a w krajach zachodnich ten wynik jest jednocyfrowy? Takie dane są przerażające.Przerażająca jest też mentalność kierowców. Kiedy przejedzie przez granicę do Europy zachodniej, potrafi jechać zgodnie z przepisami. I wie, że w Czechach jeżeli przekroczy o 3 km/h dozwoloną prędkość, dostanie mandat. Wie, że we Francji o 4 km/h dostanie mandat. Każdy tam jeździ zgodnie z przepisami. Wjeżdżając tutaj zaczyna się tylko wypatrywanie, czy jest policja; słuchanie CB radia. "O! Jak nic nie ma, to będę jechał szybciej".Ale to pan mówi, że narzędzia ma dobre!Tak, tylko mentalność kierowców się wolno zmienia. I jeszcze dużo lat minie, zanim się zmieni. Ale kierowca przekraczający przepisy nie jest anonimowy. Informowanie nas o wykroczeniach kiedyś kojarzyło z donosicielstwem. Teraz nie. Coraz więcej osób po prostu zgłasza piratów. Coraz więcej osób wie, że to nie jest "podkablowanie" rodaka. To zgłoszenie, żeby ochronić innych przed człowiekiem, który może spowodować wypadek. Policja robi coś, żeby tę mentalność zmieniać?Ale oczywiście, że tak. Całą serię kampanii społecznych. Począwszy od kampanii ogólnokrajowych, skończywszy na kampaniach i spotkaniach na poziomach powiatowych i lokalnych. To gwarantuje dotarcie do wszystkich uczestników ruchu drogowego. Śmiem twierdzić, że łatwiej jest to zorganizować w małych miastach, niż w dużych. Tu utrudnia ruch, pośpiech, anonimowość ludzi na ulicy. Ale uważam, że jest sens to robić, bo to działa. Począwszy od spotkań z przedszkolakami po spotkania z dorosłymi ludźmi. To działa. Nie tylko ściganie wykroczeń, ale i profilaktyka. Musimy realizować jedno i drugie.
Jarosław Gnatowski o środkach prawnych drogówki
Jak się przygotowuje te działania profilaktyczne? Kto opracowuje programy i na jakiej podstawie?Są zespoły, sekcje, wydziały profilaktyki ruchu drogowego. I to pracujący tam policjanci prowadzą i tworzą takie kampanie. Opracowują, organizują i uczestniczą w spotkaniach z dziećmi, z dorosłymi. Opieramy się na współpracy z Instytutem Transportu Samochodowego w Warszawie. W rękach takich podmiotów leży określenie poziomu bezpieczeństwa i tego, co możemy zrobić. Oni dostarczają nam wszelkiego rodzaju badania statystyczne, badania dotyczące infrastruktury, stanu technicznego pojazdów, skończywszy na odblaskach. Dzięki temu mamy wiedzę, co powinniśmy robić, i gdzie jeszcze powinniśmy zintensyfikować działania. Współpraca z takimi jednostkami, jak ITS czy Politechnika Gdańska zajmująca się bezpieczeństwem ruchu drogowego, jest normalnym elementem naszej pracy.Skuteczność tych działań profilaktycznych też mierzycie? To nie są działania, które się jedynie odhacza?Nie, nikt nie mówi o odhaczeniu. Powiem tak: jeżeli uda się uratować choćby jedną osobę przez działania profilaktyczne, to warto jest to robić cały czas.Jasne, ale jeśli inne działanie może uratować 10 osób, to wybieram to drugie.To co robimy, nie odbiega od standardu europejskiego. Na przykład spotkania edukacyjne z dziećmi i młodzieżą robi się w całej Unii. Nie zaczynamy z młodymi ludźmi rozmawiać o przepisach ruchu drogowego, gdy mają naście lat. Robimy to od 3-4 roku życia. I te dzieci wiedzą naprawdę dużo. Swoją drogą podczas takich spotkań można się sporo dowiedzieć od dzieci nienauczonych jeszcze oszukiwania. A to, że tata przechodził na czerwonym świetle, a to że mama przebiegała w miejscu niewyznaczonym. Mam nadzieję, że nasza praca będzie działała i następne pokolenia będą inaczej podchodziły do spraw bezpieczeństwa.Powalczę z panem jeszcze: "policjanci wydziału ruchu drogowego zorganizowali akcję senior…". Już ziewam. "Jednym z elementów pogadanki było bezpieczeństwo ruchu drogowego. Policjanci tłumaczyli seniorom: nie wyłaź na jezdnię im tłumaczyli…". I znowu męczycie tych biednych pieszych, choć statystycznie są winni w 15 proc. wypadków śmiertelnych.Tak jak są kampanie kierowane do pieszych, tak są i kampanie do kierujących. Kultura jazdy, świadomość każdego uczestnika ruchu drogowego jest najważniejszym elementem kształtowania bezpieczeństwa ruchu drogowego. Policjant obecny na drodze jest ważny, represja dla łamiących przepisy też. Ale kształtowanie świadomego, bezpiecznego uczestnika ruchu drogowego to podstawa. I od tego powinniśmy zaczynać. Ale właśnie tego się nie robi wobec kierowców. Kolejny przykład: najnowsza kampania Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i spot mówiący z politowaniem i protekcjonalnie: "Ty, pieszy. Weź nie wychodź tak nieroztropnie na pasy".Do kierowców też są kierowane kampanie. Na przykład projekt szwajcarski, który był realizowany w 2015 roku. Były 3 odsłony kampanii: do pieszych, do motocyklistów i do kierujących. Absolutnie nie robimy tylko działań do pieszych. Cały czas są różnorodne kampanie na poziomie komend wojewódzkich. W projekcie szwajcarskim była firma zewnętrzna odpowiedzialna za kampanię, za jej podsumowanie. To nie jest tak, że siedzi kilku policjantów i zastanawia się, co tu zrobić, żeby było bezpieczniej. Nie siedzimy w pięciu i nie robimy burzy mózgów, czym się zająć. Prowadzone działania od komend powiatowych od szczebla centralnego jest oparte na analizie stanu bezpieczeństwa. Tak jak dyslokowanie policji zależy od stanu bezpieczeństwa, tak wszystkie kampanie są prowadzone na podstawie analizy bezpieczeństwa. To ile wystawiacie mandatów za nieprawidłowe parkowanie przy przejściach? Bo ogranicza widoczność, a niezauważenie pieszego jest jedną z częstszych przyczyn wypadku.
Jarosław Gnatowski o kampaniach społecznych
Nie mamy takich statystyk. Mogę tylko powiedzieć, ile jest ogólnie mandatów za nieprawidłowe parkowanie, ale dane dotyczą naruszeń, które zostały stwierdzone przez wszystkie służby uprawnione do kontroli ruchu drogowego. W 2015 było to 134 047, a w 2016 – 156 899. Ale ja zapytam pana: ilu kierowców powinno wiedzieć, że nie można parkować przy przejściu dla pieszych?Wszyscy. Mają prawo jazdy.Właśnie. A mimo to upychają samochód gdzie popadnie. To nie tylko kwestia naszych działań. Mentalność ma naprawdę duże znaczenie.A infrastruktura?Oczywiście też. W projekcie szwajcarskim, o którym wspomniałem nie robiliśmy tylko kampanii informacyjnych. Środki były też przeznaczone na doposażenie policji w najnowocześniejszy sprzęt i przebudowę wielu niebezpiecznych skrzyżowań, budowę chodników i przejść dla pieszych. To działa i w tych miejscach, gdzie zostało zrobione się sprawdza.Kropla w morzu potrzeb.
Być może, ale policja nie jest od przebudowywania dróg i przejść dla pieszych. Natomiast możemy pokazywać zarządcom tych dróg, gdzie jest niebezpiecznie, gdzie wskazane byłyby zmiany. I to robimy. Jeśli policjant stwierdzi uchybienia, sporządza notatkę, która jest przekazywana do służb. W Warszawie na przykład do ZDM. Dla całego kraju najświeższe dane jakie mam, są od stycznia do września 2016. W tym czasie złożyliśmy 7261 takich wniosków. W 2015 roku – od czerwca do grudnia – wysłaliśmy 5787 wniosków.
rozmawiał Marcin Chłopaś
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl