Tuż obok jednego z nowych ursynowskich osiedli, w małej przyczepie kempingowej mieszka matka z synem. - Nie ma tam prądu, nie ma tam światła, jest brudno, śmierdzi i jest przeraźliwie zimno - alarmuje warszawiak, który postanowił im pomóc.
Pani Bronisława z synem Sebastianem są bezdomni od dwóch lat. Wpadli w spiralę długów i przez to wylądowali na ulicy. - Teraz mieszkamy w przyczepie. Eksmitowali nas z mieszkania, długi nas przerosły. Tak się żyje, wegetuje z dnia na dzień. Aż przykro o tym mówić - tłumaczy.
- Nie mamy meldunku ani pracy i to jest największy problem. Gdyby była praca, to człowiek by z tego wyszedł. Bierzemy prace dorywcze, pomaga nam czasem straż miejska i zwykli ludzie - dodaje jej syn.
Jak inni bezdomni, tak i oni chętnie korzystają z pomocy, i są za nią wdzięczni. Ale do ośrodka z różnych powodów iść nie chcą.
- Znamy sytuację tych państwa. Przyjeżdżamy do nich, sprawdzamy co się dzieje. Szczególnie podczas mroźnych nocy. Zawsze tak robimy w takich przypadkach - potwierdza Jolanta Borysewicz z zespołu prasowego straży miejskiej.
Najważniejsze: dać pracę
W pomoc rodzinie mocno zaangażował się też jeden z mieszkańców okolicy, Piotr Wójcik. - Znam ich od wielu lat i często odwiedzam. Przywożę jedzenie, czasem gorącą herbatę w termosie, jakiś czas temu wstawiłem nową szybę do przyczepy, pozaklejałem dziury silikonem. Ale czułem, że to za mało - tłumaczy.
Gdy zaczęły się mrozy, o sytuacji rodziny napisał na jednym z portali społecznościowych. - W tej przyczepie nie ma ma niczego, tylko przeraźliwy mróz. Zastanówmy się jak im pomóc - zaalarmował. W ciągu kilkudziesięciu godzin jego post udostępniło ponad 7 000 osób.
Jak opisuje w rozmowie z nami, chciał wśród swoich znajomych zebrać pieniądze na wynajem jakiegoś lokum i w tym czasie pomóc pani Bronisławie i Sebastianowi w znalezieniu pracy.
- Tak żeby nie zamarzli w tą mroźną zimę, żeby mogli wykąpać się, umyć, normalnie ubrać i przygotować do życia wśród ludzi - dodaje.
Nie ma fundacji ani doświadczenia w prowadzeniu tego typu zbiórek. Efekt apelu przerósł jego oczekiwania. - Po prostu chcę pomóc tym ludziom wyjść z tego bagna. Jeżeli ktoś mógłby pomóc, proszę o kontakt z Sebastianem, może jakaś fundacja podjęłaby się przeprowadzenia dla nich zbiórki, ja też przeleję pieniądze z konta prywatnego, które utworzyłem na ten cel - mówi Wójcik.
Jeżeli ktoś chce pomóc prosimy o kontakt do autorki artykułu na maila: k.smierciak@tvn.pl
Katarzyna Śmierciak