Wiceprezydent zwołał w piątek konferencję prasową w Ogrodzie Krasińskich, by - jak podkreślił - zaalarmować o dwóch rzeczach, które są "kolejnym skandalem w ochronie przyrody na terenie polskich miast". Chodziło o rozporządzenie ministra środowiska w sprawie opłat za wycinki drzew oraz o nowelę ustawy o zabytkach.
Kpina z ochrony przyrody
Olszewski odniósł się do rozporządzenia z lipca, wydanego do głośnej nowelizacji ustawy o ochronie przyrody nazywanej potocznie "lex Szyszko". Wiceprezydent stwierdził, że po wejściu w życie tego rozporządzenia drastycznie spadły opłaty za wycinkę drzew. - Jeśli chodzi o takie drzewo jak jodła pospolita o obwodzie pnia 80 centymetrów: za takie drzewo jeszcze w ubiegłym roku trzeba było zapłacić 130 tysięcy złotych, a dzisiaj tylko 2 tysiące złotych. Jeśli chodzi na przykład o dąb szypułkowy: zamiast 100 tysięcy jest 10 tysięcy złotych. Topola szara: zamiast 20 tysięcy - 3 tysiące. Brzoza brodawkowata: dawniej 12 tysięcy złotych, dzisiaj 1,7 tysięcy - wyliczał.
Ocenił, że ten "cennik" jest "kpiną z ochrony przyrody". Podkreślił, że w skrajnych wypadkach opłata za wycinkę drzew spadła nawet 20,30-krotnie.
Olszewski powiedział też, że na posadzenie jednego "dobrego" drzewa i jego pielęgnację przez około trzy lata miasto musi wydać mniej więcej 1,2-1,4 tysięcy złotych. Ocenił, że tak niskie opłaty będą zachęcały do wycinek drzew w mieście.
Konserwator traci uprawnienia
A to nie wszystko. - Można powiedzieć, że jest zdjęta praktycznie ochrona drzew na terenach zabytkowych - powiedział wiceprezydent. Dlatego, że zgodnie z nowelizacją ustawy o ochronie zabytków konserwator zabytków stracił jakiekolwiek uprawnienia do nakładania kar za wycinkę drzew i do nakładania obowiązku nasadzeń zastępczych.
- De facto kolejną ustawą demontuje się system ochrony przyrody w naszych miastach – stwierdził stanowczo Olszewski.
Do zmian krytycznie odniósł się też sam Stołeczny Konserwator Zabytków Michał Krasucki. Wyjaśnił, że kilka dni temu weszła w życie nowelizacja ustawy o ochronie zabytków, która w wielu punktach jest "bardzo zasadna, celowa i przemyślana". - Natomiast wprowadza także pewne zmiany, które wydaje się, że nie wynikały z jakiegoś celowego zamysłu, a raczej z pewnego chaosu - powiedział.
Jak mówił, od początku tego tygodnia na obszarach wpisanych do rejestru zabytków, takich jak parki, zabytkowe aleje, układy urbanistyczne osiedli dzielnic jak Saska Kępa czy cały Żoliborz, konserwator będący jedynym organem wydającym zgodę na wycinkę i nasadzenia drzew, został "pozbawiony mechanizmu", jakim była ustawa o ochronie przyrody.
"Liczymy, że to pomyłka"
Krasucki powiedział, że oznacza to, że konserwator uzgadnia wycinkę drzew tylko i wyłącznie na podstawie ustawy o ochronie zabytków. - Czyli nie uzależnia zgód na wycinkę od nasadzeń zastępczych, nie mierzy obwodów drzew pod kątem opłat, czyli na tych terenach opłaty wynoszą tyle co opłata za wydanie pozwolenia: 82 zł. Nie ma możliwości wprowadzenia żadnych kar, poza karami wynikającymi z ustawy o ochronie zabytków. A w sytuacjach skrajnych, czyli na obszarach archeologicznych, gdzie wycinka drzew odbywa się powyżej korzeni praktycznie nie ma możliwości odmowy - powiedział.
Olszewski i Krasucki mówili, że zwrócili się do wicepremiera, ministra kultury Piotra Glińskiego z pismem i "prośbą o uporządkowanie systemu prawnego". - Liczymy na to, że być może jest to tylko pomyłka, niedopatrzenie ze strony legislatorów, a nie celowe działanie na rzecz niszczenia przyrody w polskich miastach - powiedział Olszewski.
Wiceprezydent poinformował również, że ku jego potężnemu zdziwieniu sprzed siedziby władz miasta i wojewody mazowieckiego na placu Bankowym zniknęły drzewa. Plac przed budynkiem obecnie przechodzi remont. - Skierowaliśmy tę sprawę do wojewody z zapytaniem o to, jaki był powód usunięcia drzew i czy były na to zezwolenia. Na to uzyskaliśmy odpowiedź, że wojewoda uważa, że takich zezwoleń nie potrzebował - powiedział Olszewski. Dodał, że osobiście skierował sprawę do urzędu marszałkowskiego.
PAP/kw