Właściciele z warszawskimi zabytkami obchodzili się różnie - jedni je burzyli, inni zaniedbywali. Jeszcze inni nadbudowywali lub zmieniali tak, że trudno było potem dostrzec związek z oryginałem. Byli też tacy, którzy z większą lub mniejszą determinacją realizowali zalecenia konserwatora zabytków.
Przy Foksal wszystkiego było po trochu. Najpierw kamienice niszczały. Opustoszałe, bez inwestora i nadzoru, służyły bezdomnym i narkomanom, co we wstrząsającym dokumencie "Wolność jest darem Boga" uwiecznił Cezary Ciszewski. W 2005 roku budynki przy Foksal 13 i 15 kupiła firma Ghelamco, która niedługo potem ujawniła plan generalnego remontu, z myślą o luksusowych apartamentach.
Co zachować, co odtworzyć i z czego?
Spór wybuchł, gdy deweloper pokazał wizualizację. O ile "piętnastka" miała po prostu "odzyskać dawny blask", o tyle proponowana elewacja "trzynastki" znacząco różniła się od tego, co można było zobaczyć na żywo.
By zrozumieć, o co poszło, trzeba się jednak cofnąć do lat 30. XX wieku. Kamienica pod numerem 15 należała wtedy do rodziny Wedlów, która postanowiła - jak powiedzielibyśmy dziś - zwiększyć jej atrakcyjność rynkową. W tym celu XIX-wieczny budynek zyskał nowoczesną na owe czasy, modernistyczną fasadę zaprojektowaną przez Zdzisława Mączeńskiego (zyskała też pierwszą w Warszawie windę zbudowaną w starej kamienicy).
Budynki przetrwały okupację i Powstanie Warszawskie. W PRL spotkał je typowy los - nacjonalizacja, podziały mieszkań, dokwaterowywanie lokatorów. Potem obie kamienice stopniowo podupadały. Gdy ostatni raz zmieniły właściciela, XIX-wieczna fasada "piętnastki" wciąż nosiła ślady dawnej świetności, natomiast modernizm "trzynastki" docenić mogli już tylko fachowcy. Dla laików kamienica wyglądała tak, jak budynki, którym w PRL celowo skuto zbyt bogate zdobienia.
Pomysł odtworzenia XIX-wiecznego wyglądu i wyremontowania obu kamienic "w pakiecie" wielu wydawał się więc bardzo dobry. Był jednak sprzeczny z doktryną konserwatorską. Ta nakazuje bowiem zachowywanie kolejnych "nawarstwień" - chronić trzeba nie tylko najstarszy wygląd budynku, ale też wszystko to, co dodały kolejne pokolenia. Ówczesna stołeczna konserwator zabytków Ewa Nekanda-Trepka, dziś dyrektor Muzeum Warszawy, nie zgodziła się jednak na ponownie "zwiększenie atrakcyjności", tym razem przez skucie modernistycznej elewacji.
Z jednego zdjęcia
Miała jeszcze jeden powód: nikt tak naprawdę nie wiedział, jak kamienica wyglądała przed ingerencją wykonaną na zlecenie Wedlów. Nie było żadnej dokumentacji czy zdjęcia. Do czasu. O trwającym sporze napisałem wówczas na łamach warszawskiego dodatku "Dziennika". Wtedy odezwał się do mnie profesor Marek Kisilowski z Politechniki Warszawskiej. Jego rodzina przyjaźniła się z Wedlami, a on sam, w domowym archiwum znalazł zdjęcie budynku pod ówczesnym adresem Pierackiego 13.
Fotografia trafiła do firmy Ghelamco, a potem do zatrudnionej przez dewelopera architektki Anny Rostkowskiej. To specjalistka od renowacji wielkomiejskich kamienic, która w odpowiedzialny sposób łączy starą substancję z wymogami nowoczesności. Odpowiadała między innymi za siedzibę Edipresse przy Wiejskiej czy adaptację praskiej Komory Wodnej na potrzeby Urzędu Stanu Cywilnego, a także remonty kamienic w Alejach Ujazdowskich, przy Wilczej, Hożej, Jagiellońskiej czy Okrzei.
Rostkowska zaczęła żmudną inwentaryzację walących się kamienic przy Foksal: każda deska, każdy kafel z pieca, każdy zachowany fragment sztukaterii był demontowany, numerowany i analizowany. W oparciu o jedno zdjęcie i historyczną wiedzę jej zespół, detal po detalu, projektował z kolei nową-starą elewację Foksal 13.
Dla konserwatorów taka "wariacja na temat" XIX-wiecznej estetyki przy użyciu XXI-wiecznej wiedzy była trudna do zaakceptowania. Sprawa podzieliła środowisko. Żywo debatowano o niej wśród architektów, konserwatorów i studentów architektury czy historii sztuki. W powietrzu wisiał precedens. Ghelamco odwoływało się bowiem do kolejnych instancji, aż sprawa trafiła do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a potem przed Główną Komisję Konserwatorską.
Tam, w ostatecznym głosowaniu ekspertów zaważył jeden głos: sentyment wziął górę nad doktryną, a Ghelamco dostało zgodę na skucie elewacji Mączeńskiego. Z projektem składającym się z ponad dwustu trójwymiarowych modeli elementów nowej-starej elewacji i pozwoleniami inwestor zaczął budowę. Był rok 2015.
"Najpiękniejsza klatka w Warszawie"
Kilka tygodni temu zza rusztowań wyłoniła się elewacja "trzynastki". Reakcje i tym razem były podzielone. Portal Pańska Skórka nazwał dawną kamienicę Wedla... bombonierką. Z kolei we wtorek deweloper zaprosił dziennikarzy do wnętrz. Nie są jeszcze ukończone - w wielu miejscach wciąż trwa uzupełnianie sztukaterii i polichromii. Ale efekty już teraz robią wrażenie. Pieczołowicie wyremontowano wszystko, co dało się zachować. Sztukaterie zdjęto, odczyszczono z wielu warstw farby, a potem stworzono odlewy i formy, co pozwoliło je uzupełnić. Polichromie z drewnianych sufitów zdemontowano wraz z warstwą słomy po to, by podwiesić je ponownie na nowych, żelbetowych stropach, którymi zastąpiono starą konstrukcję. Na parterze - gdzie docelowo powstać mają szerzej dostępne biura - zachowano kaflowe piece. Nie ma jeszcze drewnianych podłóg, ale i tu wrócić mają te fragmenty, które się do tego nadają. A pozostałe mają być odtworzone według wzoru.
Osobną atrakcją jest jedna z klatek schodowych, na której odrestaurowano malowidła z aniołami i diabłami. - To najpiękniejsza klatka schodowa w Warszawie - twierdzi kategorycznie Jeroen van der Toolen, szef Ghelamco Polska. Z dumą dodaje, że nad odtworzeniem malunków pracowało 17 konserwatorów. - Zwykle ci, którzy pracują na budowach, nie są specjalnie zainteresowani tym, co i dla kogo budują. Co innego tutaj. Obserwowanie tych wszystkich specjalistów pracujących z zaangażowaniem, było przyjemnością - dodaje.
W odrestaurowanym budynku znajdzie się w sumie 55 mieszkań o powierzchni od 47 do 260 metrów. Ich właściciele do dyspozycji będą mieli saunę, salę fitness, tarasy z widokiem na Warszawę oraz osobne pokoje dla swoich gości. Część mieszkań znajdzie się w nowych oficynach zbudowanych od stron ulic Smolnej (ich architektura jest już - zgodnie z doktryną i ekonomią - współczesna). Pod kamienicami powstał garaż na 64 samochody. Jedno z podwórek zostało zadaszone i będzie pełnić rolę recepcji.
- Decyzja inwestora była szalona. Firma, która buduje biura na metry, stworzyła dla miasta prezent. Nie liczyła się z czasem, ani z pieniędzmi - przekonywała na wtorkowym spotkaniu Rostkowska. - Jaki inwestor umoczy dziś pieniądze na kilkanaście lat? - dodawała.
Ile pieniędzy "umoczono" w renowację kamienic, Ghelamco nie podaje. - Lepiej nie patrzeć na koszt arcydzieła - mówi van der Tooolen. Ale firma potwierdza, że metr powierzchni użytkowej w budynkach kosztował ją około 25 tysięcy złotych. Dla porównania w wieżowcu Warsaw Spire metr kosztował firmę około 9 tysięcy złotych.
Chętni do zamieszkania przy Foksal muszą za ten sam metr zapłacić teraz nawet 40 tysięcy złotych. Ostateczny efekt prac konserwatorskich będzie więc cieszył oczy nielicznych. Pozostali mogą osłodzić sobie ten fakt patrząc na elewację - bombonierkę.
Foksal
Karol Kobos