Kobieta równie bezwzględna, co niepozorna. Nie wiadomo czy ona zabiła, ale to ona była autorem planu. Sąd nie miał wątpliwości skazując ją na dożywocie za brutalne morderstwo starszego mężczyzny. Długo i starannie ukrywała swoją szczególną i rzadką u kobiet osobowość. Odkrywanie sekretów jej życia zaskoczyło nawet najbardziej doświadczonych śledczych - donosi reporter "Czarno na białym" Leszek Dawidowicz.
Monika A. ma szczególną umiejętność. - Można powiedzieć, że jak kameleon gra kilkoma twarzami: z bycia kimś przyjacielskim, sympatycznym, gotowym pomóc, nagle się pokazywała osoba bardzo wyrachowana – mówi Jan Gołębiowski, policyjny oficer.Jak twierdzi, można powiedzieć, że jest psychopatką.- Najbardziej zaskoczyła mnie bezwzględność, wyrachowanie ze strony osoby, która wcześniej była funkcjonariuszem służby więziennej - wyjaśnia Maciej Godzisz z prokuratury w Nowym Dworzec Mazowieckim.
Zabić męża
Do służby trafiła na niespełna trzy lata. Wdała się w romans z jednym z osadzonych, pomagała mu kontaktować się ze światem, przyłapana - napisała prośbę o zwolnienie. Policjanci ustalili, że gdy pracowała w więzieniu, starała się zlecić zabójstwo własnego męża.Jego kolega twierdzi, że miał być wywieziony do lasu, a ona chciała go oblać benzyną i podpalić. Policjanci przekonuje, że chciała dokonać morderstwa, bo współmałżonek ją zdradzał. Skończyło się rozwodem. Do zabójstwa, już innej osoby, doszło później. Aleksander P. zginął na początku maja 2014 roku, miał 86 lat i trzy mieszkania w najdroższych punktach Warszawy warte kilka milionów złotych. Był samotny, mieszkania wynajmował i tak poznał Monikę A. Nie wiadomo jednak do końca, jakie relacje ich łączyły. Sąsiadom lubiła się chwalić, że już nie wynajmuje mieszkania, a powoli staje się właścicielką. Monice A. udało się zwabić starszego mężczyznę do mieszkania na Sadybie, a wcześniej w swoich rodzinnych stronach znalazła mężczyznę, który mógłby pomóc wykonać plan. Za pomoc w zabójstwie miała mu obiecać 150 tysięcy złotych. Aleksander P. skończył z poderżniętym gardłem. Wcześniej wybrano też walizkę, do której spakowano ciało, a później zakopano ją w okolicach Warszawy.
Miała sponsora
Kobieta w tym czasie miała też swojego sponsora. Bardzo zamożnego mężczyznę z okolic Warszawy. Wyjechała z nim nad morze, ale podczas tego pobytu postanowiła odkopać i spalić ciało. W czasie palenia wytworzyła się taka temperatura, że lekarze z trudem wyodrębnili dna. Tymczasem A., podczas przewożenia ciała postanowiła pozyskać materiał, którym będzie mogła szantażować kolejnego mężczyznę – swojego sponsora. Po zapakowaniu walizki do jego samochodu zrobiła zdjęcia, na których widać czaszkę. Pokazała je sponsorowi – chciała, by rozstał się z żoną i ożenił się z nią. Mężczyzna zgłosił się na policję, ale funkcjonariusze nie dali wiary tej niezwykłej historii.A. nagrywała też swoje stosunki seksualne. Chciała to wykorzystać, ale to właśnie bogate archiwum pogrążyło ją. W jednym z folderów znaleziono zdjęcie jej syna, a obok fotografię ciała mężczyzny w bagażniku. – To brak jakichkolwiek uczuć – mówi krótko Maciej Godzisz.Monika chciała dalej bez emocji realizować plan przejęcia nieruchomości należących do zmarłego Aleksandra P. – Przez internet wyszukiwała notariusza, któremu proponowała seks w zamian za podpisanie aktu notarialnego – wyjaśnia Godzisz. Zatrzymała też dokumenty starszego mężczyzny i szukała słupa, który mógłby udawać denata podczas transakcji. Prokuratura podaje, że ćwiczyła też podpis zmarłego.
15-latka patrzyła na palenie zwłok
Paleniu zwłok przyglądała się jednak jeszcze jedna osoba – 15-letnia Aleksandra. Była dziewczyną Grzegorza. 15-latka nie była w stanie sobie z tym poradzić psychicznie, a widoki, które utrwaliły się w jej pamięci – powracały. Aleksandra nie wytrzymała i opowiedziała o wszystkim mężowi siostry, który jest policjantem. Mimo że jej grożono.Monika trafiła do aresztu, ale się nie poddała. Udało się przekonać jej jedną ze osadzonych, żeby dała jej alibi, że w momencie morderstwa widziała ją w innym miejscu. Policjanci nie mają wątpliwości, że potrafi sobie podporządkować różne osoby i mieć nad nimi władzę. – Delikatna, miła, cierpliwa – mówi z kolei jej ojciec, były strażnik więzienny. Nie wierzy w winę swojej córki. Sądy dwóch instancji skazały Monikę A. na dożywocie. Grzegorza na 25 lat więzienia. - Trzymając ją za tą drobną rękę, nie wyobrażam sobie, że tak mała rączka wzięła nóż i podcięła komuś gardło - twierdzi ojciec Moniki A.Leszek Dawidowicz, TVN 24
ran/r/pm