Adwokaci prosili sąd, by ze względów zdrowotnych muzyk i celebryta Dariusz K. na razie nie musiał wracać za kraty. Ale sąd, opierając się na opinii biegłych, nie zgodził się.
Chodzi o sprawę wypadku z lipca 2014 roku. Dariusz K., muzyk i celebryta, potrącił wówczas na przejściu dla pieszych w al. KEN 63-letnią kobietę. Wjechał na skrzyżowanie przy czerwonym świetle i znacznie przekroczył dopuszczalną prędkość. Piesza zmarła.
Biegli nie byli zgodni
Sąd pierwszej instancji w kwietniu zeszłego roku skazał muzyka na karę siedmiu lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Uznał, że Dariusz K. w chwili wypadku był pod wpływem kokainy.
Ale obrońcy oskarżonego zaskarżyli ten wyrok, bo nie zgadzali się z opinią biegłego toksykologa, na którego ekspertyzie oparł się sąd.
W listopadzie zeszłego roku sąd powołał więc nowego biegłego, który miał zastrzeżenia do wniosków do których doszedł pierwszy biegły. Przede wszystkim do próby obliczenia, kiedy celebryta miał zażyć kokainę.
Kwestia kokainy była kluczowa w tej sprawie. Dariusz K. nie kwestionował, że zażywał narkotyk. Ale twierdził, że robił to dzień przed wypadkiem, na imprezie. Tymczasem zdaniem pierwszego biegłego narkotyk przyjął znacznie później - 1,5 - 2 godziny przed wypadkiem.
"Zwykły" wypadek
I na tej podstawie sąd pierwszej instancji uznał, że K. był w chwili wypadku pod wpływem kokainy, co oznaczało dla niego surowszą karę niż za "zwykły" wypadek oraz surowszy zakaz prowadzenia pojazdów. W tym wypadku - dożywotni.
Ale nowy biegły toksykolog z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie nie był tak kategoryczny w swoich sądach, jak jego poprzednik. Co prawda stwierdził, że najprawdopodobniej stężenie kokainy w chwili wypadku we krwi przekraczało 20 ng/ml (nanogramy na mililitr), ale jednocześnie przyznał, że są to tylko szacunki i że wśród toksykologów przyjęte jest wydawanie opinii jedynie na podstawie badania po pobraniu krwi (Dariusz K. miał 17 ng/ml).
Ostatecznie sąd drugiej instancji uznał, że muzyk w chwili wypadku był "po spożyciu" kokainy, ale nie pod jej wpływem. I dlatego skazał go jednak za "zwykły" wypadek. Prawomocna kara to sześć lat więzienia i dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów.
Zostały trzy lata i osiem miesięcy
Dariusz K. spędził w areszcie dwa lata, cztery miesiące i pięć dni. Od listopada ubiegłego roku był jednak na wolności. Wyszedł za kaucją. Do odsiadki pozostały mu więc blisko trzy lata i osiem miesięcy.
Dlatego jego adwokaci prosili sąd o odroczenie wykonania kary. Powoływali się m.in. na stan jego zdrowia.
Sąd powołał biegłych, którzy zbadali Dariusza K. Uznali oni, że nie ma przeciwwskazań, by skazany wrócił do więzienia. I taką też decyzję na wtorkowym posiedzeniu podjął sąd.
Gdy Dariusz K. odbędzie połowę kary, czyli trzy lata, będzie mógł się starać o warunkowe, przedterminowe zwolnienie.
Sprawa Dariusza K.
Sprawa Dariusza K.
Sprawa Dariusza K.
pm/kz
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN