Ratusz ostatecznie zrezygnował z budowy tymczasowej sali koncertowej dla Sinfonii Varsovii. Urzędnicy przekonują, że topienie kolejnych milionów w namiocie nie ma sensu i lepiej skupić się na realizacji docelowego projektu siedziby orkiestry. Po stronie strat zapisano milion złotych, ale kwota może być wyższa.
To już pewne: wielki namiot, który miał stanąć na tyłach budynków przy Grochowskiej jako tymczasowa sala koncertowa Sinfonii Varsovii, nie powstanie.
- Potwierdzam, odeszliśmy od realizacji projektu. Rada Warszawy zaakceptowała zmianę zadania inwestycyjnego na budowę kompleksu w postaci docelowej. Przystępujemy do właściwej inwestycji, realizacja tymczasowej byłaby nieracjonalna i wiązałaby się z koniecznością jej szybkiego demontażu – mówi tvnwarszawa.pl Tomasz Thun-Janowski, dyrektor bura kultury w urzędzie miasta.
"Racjonalna decyzja" zakończona porażką
Namiot miał służyć orkiestrze kilka lat, do czasu, aż w budżecie znajdą się pieniądze na realizację ambitnego pomysłu Thomasa Puchera. Wyłoniona w konkursie architektonicznym w 2010 roku koncepcja zakłada modernizację istniejących budynków, budowę nowoczesne sali koncertowej na 1,6 tys. słuchaczy i otoczenia całości unoszącym się nad ziemią murem. Plan powędrował jednak na półkę, bo na czas kryzysu gospodarczego był zbyt drogi - koszty inwestycji oszacowano wówczas na ponad 400 mln zł. Udało się natomiast zapisać kilka milionów na produkt zastępczy – okrągły namiot na kilkaset osób, ze szklanymi ścianami i podłogą z drewna.
Namiotowe porażki za milion złotych
Wyjątkowa siedziba orkiestry. Są pieniądze na budowę
Dziś wiceprezydent Michał Olszewski broni decyzji swojego poprzednika Andrzeja Jakubiaka, po którym przejął sprawę. - Była racjonalna w momencie, kiedy ją podejmowano. Przypominam, że wówczas nie było zapewnione finansowanie docelowej siedziby orkiestry z salą koncertową. Teraz, gdy Rada Warszawy zdecydowała o przeznaczeniu ponad 400 mln zł na realizację projektu Thomasa Puchera, należy się skupić na tym – tłumaczy.
- Projekt obejmuje remont zabytkowych budynków i budowę nowej sali w miejscu, gdzie dziś stoi fundament i filary namiotu. Żeby rozpocząć właściwe prace budowlane, musielibyśmy zamknąć tymczasowy obiekt – przekonuje zastępca Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Milion złotych czy więcej?
Letnia sala koncertowa w namiocie miała być gotowa w 2012 roku, ale w inwestycji prowadzonej przez Zarząd Mienia od początku wszystko szło nie tak. Najpierw długie poszukiwania firmy, która zrobi projekt (dwa nieudane przetargi, efekt dał dopiero trzeci). Potem poszukiwania wykonawcy zakończone zgłoszeniem jednej firmy. Zażyczyła sobie dwukrotnie więcej niż założyło miasto. Kiedy już zrealizowała część prac, urzędnicy zakwestionowali montaż betonowych bloków, które tworzyły fundament. Zleciło program naprawczy trzeciej firmie, bo okazało się, że projekt ma wady, które mogą skończyć się katastrofą budowlaną. Projektant nie zgodził się tymi zarzutami i sprawa trafiła do sądu. Niedługo później zbankrutował wykonawca. Prace stanęły na amen.
Ale nasi rozmówcy twierdzą, że takie rzeczy "po prostu się zdarzają". - Zderzyliśmy się z kryzysem gospodarczym. Jego skutkiem były bankructwa wielu firm, nie sposób było tego przewidzieć – rozkłada ręce Olszewski.
Oficjalnie w namiot wpompowano ok. 2 milionów złotych, przy czym milion na wyburzenia starych budynków czy przekładki podziemnych instalacji. Thun-Janowski i Olszewski zapewniają, że te roboty i tak trzeba było wykonać, więc tych środków raczej nie należy uznawać za zmarnowane. Ale póki co nie jest to przesądzone.
- To architekt odpowie na pytanie, jak prace, które zostały wykonane, zostaną wykorzystane we właściwej inwestycji. Zakładamy, że infrastruktura techniczna wykonana pod ziemią zostanie włączona do projektu nowego budynku – mówi dyrektor biura kultury. Powinno to być wiadomo w ciągu kilku tygodni. - Jesteśmy w ostatniej fazie negocjacji z architektem, niebawem orkiestra Sinfonia Varsovia podpisze umowę na projekt – podsumowuje Tomasz Thun-Janowski.
Nietrafiony prezent dla orkiestry
Historia namiotu zaczęła się 2005 roku, gdy Polska była gospodarzem obrad Rady Europy. Kupiono go za niemal 3 miliony złotych, bo okazało się, że Warszawa nie ma odpowiednio dużej i reprezentacyjnej sali konferencyjnej. Stanął na dziedzińcu Zamku Królewskiego.
Zanim przejęło go miasto, kilka lat spędził w częściach, w policyjnych magazynach pod stolicą. Na działce przy Grochowskiej nie wyszedł poza fazę, którą można nazwać na wyrost stanem surowym. Na pytania o przyszłość konstrukcji nikt nie potrafił nam odpowiedzieć.
Niedokończona inwestycja z lotu ptaka
Piotr Bakalarski
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl