W poniedziałek komisja weryfikacyjna zajmie się reprywatyzacją kamienicy przy Dahlbergha 5 na Woli. W 2006 roku znaczna część budynku, razem z lokatorami, została przekazana w ręce Marka M. Handlarz roszczeniami został wezwany na posiedzenie osobiście. Zaproszono też urzędników miejskich i lokatorów.
Posiedzenie rozpocznie się o godzinie 10 w siedzibie Prokuratury Krajowej przy Rakowieckiej. Jak poinformował rzecznik prasowy komisji Oliwer Kubicki, w charakterze świadka na przesłuchanie ma stawić się były burmistrz Woli Marek Andruk oraz dwoje urzędników ratusza - referentów sprawy dotyczącej zwrotu Dahlbergha: Krystyna Pajuk i Jerzy Pałysa. Wezwano także lokatorów kamienicy oraz Huberta Massalskiego - zarządcę nieruchomości i współpracownika Marka M. Sam M. także został wezwany, ale w charakterze strony - gdyż to on jest właścicielem większości nieruchomości.
Marek M. wezwany "do osobistego stawiennictwa"
Marek M. - jak podali na czwartkowej konferencji prasowej członkowie komisji - ma stawić się osobiście. Jeśli tego nie zrobi, grozi mu kara do 10 tysięcy złotych (kwota wynika z zapisów ustawy). To będzie już trzecie posiedzenie, na które zaproszono Marka M. Wcześniej był wzywany w sprawie kamienicy przy Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska oraz kamienicy przy Hożej 25a. Na pierwszą przyszedł, ale nie chciał odpowiadać na żadne pytanie. Na drugiej wcale się nie pojawił. Nieruchomość przy Dahlbergha 5 została zreprywatyzowana w grudniu 2006 roku, czyli na samym początku prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz. Miasto nie oddało budynku w całości, ale zachowało 4/12 udziału w nieruchomości.
Wspomnienia lokatora
- Na dzień dobry [Marek M. - red.] podniósł czynsz ze stawki komunalnej 2,39 złote na 15 złotych, a później na 32 złote [za metr kwadratowy - red.] - wspominał w rozmowie z reporterem TVN24 Janusz Baranek, lokator kamienicy przy Dahlbergha.
M. miał zakwaterować w kamienicy swojego znajomego, który "robił głośne imprezy". - Był zakwaterowany po to, by tą formą uprzykrzyć nam [lokatorom - red.] życie. Żebyśmy się sami wyprowadzili. Psychologicznie podchodził do sprawy. Jak zobaczył, że jakiś lokator popada w panikę, to zaczynał go nękać - opowiadał dalej Baranek.
Lokatorzy kamienicy szybko zaczęli zgłaszać do wolskiego Zakładu Gospodarki Nieruchomościami pierwsze skargi. Przekonywali, że nowy właściciel nie płaci rachunków za prąd i nie czyści klatek schodowych. Na dachu osiedliło się stado gołębi - nie było sprzątane, więc odór stał się nie do wytrzymania.
Komisja kontra miasto
W czwartek przed kamienicą konferencję zorganizowali członkowie komisji weryfikacyjnej. Przekonywali, że przedstawiciele miasta mieli pełną wiedzę na temat tego, co dzieje się przy Dahlbergha i nie podejmowali skutecznych działań.
Miasto z kolei przekonuje, że reagowało na sytuację przy Dahlberga od początku. - Urząd Dzielnicy Wola wielokrotnie wyrażał wobec zarządcy nieruchomości zastrzeżenia w związku ze złym stanem technicznym budynku i sposobem jego zarządzania oraz wzywał do podjęcia działań naprawczych i remontowych. Niestety, współwłaściciele nie wyrażali chęci współpracy - oświadczył Mariusz Gruza, rzecznik wolskiego urzędu.
Dzielnica próbowała też - jak stwierdza Gruza - podjąć kroki zmierzające do rozwiązania umowy z zarządcą, ale propozycja "nie spotkała się z odzewem". - W związku z tym w marcu 2017 roku miasto stołeczne Warszawa wystąpiło z wnioskiem do sądu o ustanowienie zarządcy przymusowego. Pierwsza rozprawa zaplanowana jest na czerwiec - zapowiadał Gruza.
kw/gp