Legia obawiała się tego spotkania. Jest na początku sezonu, po paru upokorzeniach w Superpucharze Polski i lidze. Forma ciągle nie ta i nie zmienia tego nawet pewne zwycięstwo w poprzedniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Finów z Mariehamn legioniści odprawili ze sporym bagażem bramek, ale ich poważnie traktować nie można było.
Prawdziwy sprawdzian miał nadejść w środę w Kazachstanie na sztucznej murawie, na której dwa lata temu nie potrafiły wygrać ani Benfica, ani Atletico, ani Galatasaray. Obawiano się trawy w Astanie, bo piłka na niej inaczej się zachowuje niż na naturalnej nawierzchni.
Ale to nie zielony dywan był największym problem zespołu Jacka Magiery. Bądźmy szczerzy, Legia długo piłkarsko odstawała od Astany. Od początku dała się zepchnąć pod własne karne, grała jakby ze zbytnim respektem dla rywala, irytowała licznymi stratami piłki. Bramkę Arkadiusza Malarza szturmowali zwłaszcza przybysze z Afryki - Kongijczyk Junior Kabananga i Patrick Twumasi z Ghany.
Legioniści ocknęli się dopiero po pół godzinie. Mocno zakotłowało się w kazachskim polu karnym dwukrotnie, za każdym razem Michałowi Kucharczykowi brakowało niewiele. Najpierw ubiegli go obrońcy, gdy piłkę miał kilka metrów od bramki. Później z bliska strzelił w bramkarza.
Koszmarny błąd i gol
Gdy wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, mistrzowie Polski zaserwowali wszystkim lekcję tego, jak nie należy grać w obronie. Nie potrafił wybić piłki Adam Hlousek, Michał Pazdan nie poprawił należycie, a Kabananga, choć obserwowany przez co najmniej pięciu legionistów, pokonał Malarza. Tyle kosztuje niefrasobliwość w obronie.
Na koniec pierwszej połowy Legia przeżyła powtórny wstrząs. Znów jej piłkarze pozostawili za wiele miejsca, a wykorzystał to Iwan Majewski, piłkarz dobrze znany polskim kibicom z gry w Zawiszy Bydgoszcz. Białorusin strzelił zza pola karnego. Piłka leciała po ziemi, wpadła przy samym słupku. Malarz pokonany kolejny raz.
Legia potrzebowała gola, bo Liga Mistrzów, powtórny splendor i znów wielkie pieniądze, jej uciekała. Przy 0:2 nawet w rewanżu, już na własnym stadionie, byłoby trudno o sukces.
Armando dał nadzieję
I chwilę po przerwie było blisko. Wystarczyło parę szybkich podań, na jeden kontakt, Kaspera Hamalainena, Dominika Nagya i Guilherme znalazł się przed bramkarzem. Niestety, znów zabrakło precyzji. Gospodarze odpuścili, czekali na kontrę, tak żeby dobić gości z Warszawy.
Mieli w końcu szybkiego Kabanangę, który co chwila zapędzał się wielkimi susłami pod bramkę Malarza. Raz przebiegł z piłką pół boiska, mijając pięciu legionistów. Zatrzymał się na bramkarzu. Powinno być 3:0, a nawet 4:0, ale to Legia wreszcie dopięła swego. Kucharczyk ni to strzelał, ni podawał, w każdym razie Armando Sadiku, wprowadzony po przerwie Albańczyk strzelił na 1:2. Wynik lepszy od gry, w kontekście rewanżu niezły.
Sęk w tym, że Astana wyprowadziła zabójczą kontrę już w doliczonym czasie gry. Popędził z piłkę ten niesamowity Kabananga, oddał ją do Twumasiego, a ten strzelił na 3:1.
O awans będzie trudno. Legia jest w nieciekawym położeniu. Rewanż za tydzień przy Łazienkowskiej. FK Astana - Legia 3:1 Bramki: Junior Kabananga (36), Iwan Majewski (45), Patrick Twumasi (90+4) - Armando Sadiku (78).
FK Astana: Aleksandr Mokin - Igor Szytow, Jurij Łogwinienko, Marin Anicic, Dmitrij Szomko - Patrick Twumasi, Iwan Majewski, Laszlo Kleinheisler (80. Srdjan Grahovac), Sierykżan Mużykow - Junior Kabananga, Djordje Despotovic (20. Roman Murtazajew, 89. Jewgienij Postnikow).
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Maciej Dąbrowski, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Guilherme, Krzysztof Mączyński, Thibault Moulin, Kasper Hamalainen (70. Armando Sadiku), Dominik Nagy (63. Cristian Pasquato) - Michał Kucharczyk (83. Konrad Michalak).
CZYTAJ RÓWNIEŻ NA SPORT.TVN24.PL
twis