Starszy mężczyzna w niebiesko-czarnej kurtce z zainteresowaniem przygląda się pracom toczącym się przy Waliców 14. Podchodzi, gdy wyciągam aparat. Spodziewam się raczej pytań, może pretensji, tymczasem przyszła pochwała: - Niech pan robi zdjęcia, niech pan robi, póki stoi, bo zaraz zburzą!
Tak źle nie będzie, planów burzenia nie ma, a ekipa budowlana pojawiła się tam, by zabezpieczyć dach i zamurować okna. Zlecenie wolskiego Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami. - Prace zbliżają się do końca. Dach był w złym stanie, niepodejmowanie działań groziłoby jego zapadnięciem. Kamienica znajduje się w rejestrze zabytków, więc musimy zadbać, żeby nic się nie wydarzyło - wyjaśnia Mariusz Gruza, rzecznik urzędu dzielnicy. W rejestrze są także dwie sąsiadki czternastki - kamienice numer 12 i 10. Jak wyjaśnia Gruza, dwie pierwsze są całkiem wyludnione, z trzeciej wyprowadzają się ostatni lokatorzy. Stan wszystkich budynków jest fatalny.
Paradoksalnie, wokół Waliców dużo się dzieje. Pracują dźwigi, betoniarki kursują jedna za druga, robotnicy się uwijają - Mennica Polska buduje apartamenty i wieżowce. Dzieje się także na poziomie intelektualnym - rozważań na temat przyszłości trzech ostańców. Wielka w tym zasługa pewnego architekta z Politechniki... Mediolańskiej.
Z ziemi włoskiej na Wolę
- Profesor Guido Morpurgo przyjechał turystycznie w 2015 roku, by zwiedzić Warszawę. Szczególnie interesował go obszar po getcie warszawskim. Jeszcze przed przyjazdem dużo o tym czytał, studiował mapy. Mimo że się przygotował, to zdziwiło go, że z getta nie zostało tu niemal nic. Bardzo go poruszyła ta enklawa ostańców na ulicy Waliców - opowiada Zuzanna Schnepf-Kołacz z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. - Po powrocie skierował swoje kroki do polskiego konsulatu w Mediolanie, gdzie akurat pracowałam. Przyszedł i zaczął nas uczulać na te budynki, mówił, że niszczeją i trzeba coś z tym zrobić - wspomina swoje pierwsze spotkanie z architektem.
Pracownicy konsulatu tłumaczyli mu, że starych, wymagających remontu kamienic w Warszawie jest więcej. Ale Guido Morpurgo się uparł. Wrócił po kilku miesiącach z programem dla studentów ostatnich lat architektury: Waliców Project. Przyszli architekci tworzyli koncepcje zagospodarowania starych kamienic i ich okolicy. Jak wylicza Schnepf-Kołacz łącznie w warsztatach wzięło udział około 200 studentów, efekty ich pracy można oglądać na stronie projektu. Dwie osoby rozwinęły je nawet w prace magisterskie.
Morpurgo projektował także sam. Ale zanim usiadł do rysowania, przestudiował wiele map i zdjęć lotniczych z różnych okresów. One najlepiej pokazują skalę zniszczeń Warszawy, nieodwracalnych zmian w jej strukturze. - Dostrzegł na nich, że przedwojenne miasto składało się z powtarzalnych elementów, szeregu podobnych kamienic, sekwencji. Jako architekt widział w tych domach chromosomy, które składają się na kod DNA. W jego koncepcji Waliców jest właśnie fragmentem DNA miasta, które już nie istnieje – tłumaczy.
Dlatego ważne, by przy rewitalizacji nie uszkodzić kodu, wyremontować i nie odebrać charakteru: historycznego, autentycznego, przedwojennego. W koncepcji Włocha kamienica spod numeru 14, ta ze zburzoną w czasie Powstania Warszawskiego fasadą, zostanie czymś w rodzaju trwałej ruiny, wojennym memento.
- Chciałby ją oczyścić z ingerencji powojennych na zewnątrz, jak i w środku, przywracając pierwotny układ pomieszczeń. Proponuje również odsłonić i zabezpieczyć fundamenty zburzonej fasady. Ten budynek pozostałby w znacznej mierze pusty, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych, które miałyby zróżnicowaną funkcję: mieszkania, kawiarnie, biblioteka... Na podwórku, na ich tyłach, stanęłaby natomiast nowoczesna sala audytoryjno-teatralna, z wejściem od ulicy Pereca, ale połączona z kamienicami. Tutaj też architekt chciałby odsłonić fundamenty kamienicy, która stała tu jeszcze w latach 80. - opowiada Zuzanna Schnepf-Kołacz i zastrzega, że szczegółowe rozwiązania powinny być przedmiotem konkursu architektonicznego.
- Profesor dostrzega w tym miejscu dziedzictwo europejskie. Zniszczenie Warszawy, planowe zmiecenie miasta z powierzchni ziemi było bowiem ewenementem na skalę europejską. Jest tragicznym, ale jednak wyjątkowym dziedzictwem – przekonuje. Z tych powodów Morpurgo widzi tu placówkę o ponadlokalnych zainteresowaniach i europejskim zasięgu.
Nie powtórzyć efektu Próżnej
Chcąc rozwiać wątpliwości spotkanego mężczyzny mówię, że kamienice wpisano do rejestru zabytków i są plany, by je wyremontować. Reaguje żywo: - To dobrze, ale muszą zachować tę cegłę, tak jak było przed wojną. Nie tynkować ścian!
Oczekiwania mojego rozmówcy są zaskakująco zbieżne z przemyśleniami uczestników dyskusji na temat przyszłości kamienic, zorganizowanej niedawno przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Celem inicjatywy "Waliców: DNA Warszawy - Dziedzictwo Europy" było wypracowanie wstępnego planu, który ma zostać przedstawiony władzom miasta.
Beata Chomątowska, pisarka, założycielka Stacji Muranów: Przy rewitalizacji należy zachować coś, zachować oryginalny charakter tego miejsca. Ono robi wrażenie swoim wyglądem. Wygląda, jakby wojna zakończyła się wczoraj. To DNA Warszawy w tkance miejskiej.
Prof. Jakub Lewicki, mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków: - Malowniczość tych zabytków jest jedną z najważniejszych wartości, którą powinniśmy chronić.
Patrycja Jastrzębska, inicjatywa "Tu było, tu stało": - Należy zachować materię zastaną, tę dramatyczną malowniczość, znak historii, który jest w tych murach. To jest trwała ruina, która jest nie do przecenienia, nie można jej zastąpić projektem, który będzie udawał stary budynek. Boję się rewitalizacji, która miała miejsce na Próżnej, że to pójdzie w tę stronę.
Kamienice na Próżnej przez lata wyglądały podobnie jak te na Waliców. Doczekały się remontu, który całkiem zmienił ich charakter. Klimatyczne sklepiki z narzędziami zastąpiły eleganckie restauracje, mieszkańców wyparli hotelowi goście, cegłę przykrył jasny tynk. Chrupią croissanty, płynie prosecco, brakuje pamięci getta.
O historię i ludzi upominał się prof. Jacek Leociak, autor licznych publikacji o getcie warszawskim i stosunkach polsko-żydowskich. - Ulica znalazła się od początku za murami getta. Akcja likwidacyjna 22 lipca 1942 roku spowodowała odpadnięcie Walicowa od getta, mur przesunął się na środek ulicy. Dlatego okolicę ominęły zniszczenia związane z powstaniem w getcie - opowiadał.
I przypomniał najważniejsze adresy. - Przy Waliców 10 było bardzo ważne biuro - rozdziału praw aprowizacyjnych, gdzie odbierało się kartki na jedzenie (jedno z sześciu funkcjonujących w getcie). W wielu dokumentach ten adres się pojawia. Tam też był posterunek służby porządkowej, czyli żydowskiej policji. Kamienica leżała na styku muru, dlatego była znakomitym miejscem do szmuglu. W raportach służby porządkowej można odnaleźć zapisy: "stwierdzono ubytki w murach, płotach, ogrodzeniach". W przypadku Waliców 10 taki zapis występował bardzo często - mówił znawca historii getta.
Opowiadał też o budynku w narożniku Waliców i Prostej, gdzie działała Szkoła Handlowa Zgromadzenia Kupców. - W czasie getta zaczęły tam powstawać pierwsze szopy krawieckie, które później przekształciły się w największy szop krawiecki Toebbensa. Przeprowadzano tam badania lekarskie Żydów skierowanych do zakładów pracy. Niemcy wysadzili go w pierwszych dniach powstania, w gruzach ukrywali się Robinsonowie warszawscy. Mamy dwa świadectwa z tego czasu: pisany na gorąco dziennik Janiny Winawerowej i spisane już po wojnie wspomnienie Szymona Rogozińskiego - dodał prof. Leociak.
Waliców zawsze na granicy
Architekt Kamil Miklaszewski spojrzał na ulicę z perspektywy urbanistycznej. - Waliców był zawsze na granicy, tu zatrzymała się wysoka zabudowa, dalej zaczynały się budynki browaru Junga (mur zachował się do dziś po zachodniej stronie ulicy, został nadbudowany – red.). Ten schemat powtórzył się po wojnie, działania porządkujące również zatrzymały się na ulicy Waliców, dalszy teren pozostał w domenie przemysłowej, tam zaczynała się przemysłowa Wola - mówił Miklaszewski.
- Powojenna struktura opierała się na zanegowaniu tej, którą wytworzyło miasto przedwojenne, zupełnie wymazano podział na działki, parcele. Coś, co tworzyło tkankę urbanistyczną i społeczną tego obszaru przez sto lat, uległo całkowitej dematerializacji - podkreślił.
I zauważył, że demokracja i kapitalizm znów przyniosły zmiany w otoczeniu. - Te tereny przeszły dynamiczną i chaotyczną przebudowę w obszary biurowe, silnie skomercjalizowane. Obszar ma duży potencjał ze względu na położenie na pograniczu terenu silnie się rozwijającego. Jest też świetnie skomunikowany - znajduje się w zasięgu dwóch stacji metra - tłumaczył architekt.
Guido Morpurgo zauważył zaś, że w tym miejscu widać trzy różne warstwy miasta: - Przedwojenne - reprezentowane przez fragment ulicy Waliców, miasto lat 60. - tworzone przez 52-metrowe budynki Osiedla Za Żelazną Bramą, i obecne miasto.
Mój rozmówca docenia to, że zmienił się stosunek do zabytków. - Po wojnie wszystko niszczyli, burzyli, bo sanacyjne - zauważa. Sprzed zabezpieczanej kamienicy numer 14 odjeżdża pomarańczowy dostawczak, otwierając dostęp do budynku. Staruszek niewiele się namyślając, niczym reporter "na temacie", rusza za płot. - Panie, tu nie można wchodzić! – zasadniczy ton robotnika go nie zraża. Sam chce wszystko sprawdzić.
My też wróćmy do tu i teraz. Jak zapewnia Mariusz Gruza z urzędu dzielnicy, wszystkie trzy kamienice są własnością miasta. Ale w urzędzie miasta dowiadujemy się, że numer 12 ma zabagnioną sytuację prawną. W 2013 roku prawo do użytkowania wieczystego przekazano na rzecz przedwojennego właściciela "nieznanego z miejsca pobytu, reprezentowanego przez kuratora" oraz innego spadkobiercy. Potem sprawa przetoczyła się przez sądy, była w kręgu zainteresowań prokuratury, policji, CBA i komisji weryfikacyjnej, obecnie toczy się przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym.
Wyliczono, że na remont trzech kamienic potrzeba 80 milionów złotych. Budowa audytorium pochłonęłaby kolejne miliony. Przekracza to możliwości finansowe dzielnicy. W budżecie miasta nie zabezpieczono na ten cel żadnych środków.
Na przedpolu ostańców znajdują się parkingi. - Działka bliżej Grzybowskiej należy do miasta, marzeniem społeczników jest, by powstał tam zielony skwer. Ale szanse na to są znikome, bo plan miejscowy pozwala tam budować bardzo wysoko - do 90 metrów. Na działce tuż obok Waliców 10 ma natomiast powstać hotel - wyjaśnia Zuzanna Schnepf-Kołacz. Zapewne zasłoni mural "Kamień i co".
Od niedawna przedwojenne kamienice są pod opieką konserwatora zabytków. Jakub Lewicki: - Decyzje zostały wydane w marcu, maju i czerwcu. Szczęśliwym trafem nikt się nie odwoływał, nikt nie walczył z tymi decyzjami. Szybko stały się prawomocne.
Budynki w milczeniu czekają na zmiany. - Stoją ściana przy ścianie, ściśle ze sobą splecione, chciałoby się powiedzieć: ramię przy ramieniu, wzajemnie się wspierają. Zdołały doczekać naszych czasów w opłakanym stanie, ale stoją - podsumował Jacek Leociak.
Piotr Bakalarski