We wtorek SA oddalił apelacje obrony - zmierzające do uniewinnienia skazanego - i prokuratora, wnoszącego o zaostrzenie kary. Zdaniem sądu odwoławczego, wszystkie apelacje okazały się nietrafne, wyrok I instancji - prawidłowy, zaś postępowanie dowodowe przeprowadzone w sądzie okręgowym - wzorcowe. "Usiłowania do podżegania do zabójstwa można dokonać, nawet gdy do zabójstwa nie doszło" - przypomniała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Anna Zdziarska.
Utrzymano w mocy ustalenia I instancji, że zebrany materiał dowodowy wskazuje bez wątpliwości na dokonanie przez oskarżonego wszystkich zarzucanych mu czynów oraz działania w "bezpośrednim zamiarze", zaś czyny mu zarzucone uznano za "wysoce naganne" (bo popełnione z chęci przejęcia mieszkania) i o znacznym stopniu społecznej szkodliwości.
Motywem porwania był konflikt o dom
Skazany był lokatorem domu w Milanówku, należącego do Drzewińskich. Prokuratura oskarżyła go m.in. o próbę zlecenia w latach 2005-06 kilku osobom (Andrzejowi J. oraz dwóm policjantom pod przykryciem, udającym przestępców) zabójstwa małżeństwa Drzewińskich oraz o podżeganie w 2011 r. za 10 tys. euro do uprowadzenia i ewentualnego zabójstwa ich synów. Motywem porwania Drzewińskich - jak wskazała prokuratura - był narastający konflikt z Piotrem B. o dom małżonków. Proces toczył się od marca 2013 r.
64-letni dziś oskarżony od początku utrzymywał, że padł ofiarą pomówień głównego świadka w sprawie Andrzeja J. - znajomego z Milanówka. To właśnie ta osoba zgłosiła się do prokuratury w 2011 r., informując, że B. nakłaniał ją do zabójstwa Drzewińskich. W wyniku policyjnej prowokacji B. spotkał się następnie z rzekomymi płatnymi zabójcami - w rzeczywistości byli to dwaj podstawieni funkcjonariusze. Jego obrońcy w apelacji próbowali dyskredytować zeznania Andrzeja J. Twierdzili, że cała sprawa była intrygą uknutą przy pomocy policji i mediów. "Na taką tezę nie ma jednak żadnych dowodów" - oceniła sędzia Zdziarska, oddalając ich argumenty.
Najpierw zaginęła żona, rok później mąż
Elżbieta Drzewińska zaginęła w październiku 2006 r., po wyjściu z domu do kościoła na próbę chóru, na którą jednak nie dotarła. Jej mąż zaginął w październiku następnego roku. Media informowały o porwaniu. Dotąd nie wiadomo jednak, jaki był los małżeństwa; ich ciał nie znaleziono.
Śledztwo ws. zaginięcia małżeństwa początkowo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Grodzisku Mazowieckim. Według mediów w postępowaniu popełniono błędy, m.in. nie zabezpieczono zapisu monitoringu miejskiego, na którym widoczny miał być samochód porywaczy Drzewińskiej; nie przesłuchano także dokładnie świadków, którzy mieli widzieć moment wciągania kobiety do samochodu.
W styczniu 2009 r. ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Czuma spotkał się z synami Drzewińskich i obiecał pomoc w "ściganiu niewykrytych jeszcze sprawców i doprowadzeniu do należytego ich ukarania". Jego syn Krzysztof opiekował się dziećmi Drzewińskich.
W maju 2009 r. śledztwo zostało przekazane do Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. W kwietniu 2011 łódzka prokuratura umorzyła śledztwo - powodem był brak dowodów, że doszło do popełnienia przestępstwa. Jak jednak informowała wówczas łódzka prokuratura, umorzenie śledztwa nie oznaczało zaprzestania wyjaśnienia powodów i okoliczności zaginięcia małżeństwa oraz ustalenia ich losów.
Prawomocnym uniewinnieniem B. zakończył się w tym roku proces w oddzielnym wątku tej sprawy dotyczącym nakłaniania do zabójstwa Drzewińskich w 2000 r. innej osoby ze znajomych oskarżonego. Sąd ocenił, że zeznania tej osoby mogą budzić wątpliwości.
PAP/ec