Ewakuowali 20 osób, 5 do szpitala. Po pożarze boją się tu mieszkać

Budynek socjalny po pożarze
Źródło: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl
Po czwartkowym pożarze mieszkańcy budynku socjalnego na Białołęce boją się o własne zdrowie. Mają też swoją teorię co do przyczyny zdarzenia. Policja jednak ich domysłów nie potwierdza, a dzielnica uspokaja. - W budynku jest bezpiecznie - zapewnia wiceburmistrz.

Do pożaru doszło w nocy z 28 na 29 grudnia. Paliła się klatka schodowa bloku przy Skierdowskiej, ogień dostań się też do jednego z mieszkań. Zgłoszenie dotarło do straży pożarnej chwilę przed godz. 1.

Pięć osób w szpitalu

– Paliły się przedmioty zgromadzone na klatce schodowej. Jeszcze przed naszym przybyciem ok. 20 osób znajdowało się już na zewnątrz budynku. Strażacy ewakuowali dodatkowo przy użyciu drabin osiem kolejnych z pierwszego piętra – informuje starszy kapitan Piotr Antonowicz ze straży pożarnej.

I dodaje, że w efekcie dwie osoby dorosłe i troje dzieci trafiły do szpitala. Akcja gaśnicza trwała ok. półtorej godziny.

Jak doszło do pożaru? Tego jeszcze nie wiadomo, choć mieszkańcy mają swoją teorię. Na Kontakt 24 dostaliśmy informację, "że budynek został podpalony przez chorą psychicznie sąsiadkę, ta miała podpalić wózki dziecięce w korytarzu". Jednak policja nie potwierdza tej wersji.

- Przez jedną z mieszkanek została wskazana 38-letnia kobieta, która kręciła się w miejscu zdarzenia, kiedy doszło do pożaru. Została przesłuchana w charakterze świadka, żadnych zarzutów jej nie postawiliśmy. Została zwolniona. Policjanci prowadzą czynności w celu ustalenia okoliczności tego zdarzenia i ewentualnie zatrzymania osobowy podejrzewanej o zaprószenie ognia - mówi tvnwarszawa.pl Paulina Onyszko z komendy rejonowej na Białołęce.

I zaznacza, że policjanci nie są uprawnieni do oceniania zdrowia psychicznego przesłuchanej.

Pożar na Białołęce

Mieszkańcy się boją

Osoby, które skontaktowały się z redakcją boją się nocować w mieszkaniach. Obawiają się zatrucia smrodem spalenizny i dymu. Powiadomili urząd dzielnicy, na miejsce przyjechał wiceburmistrz Marcin Adamkiewicz.

- W budynku klatka jest okopcona, ale w gestii administratora jest zagwarantowanie, aby nadawała się do użytku - komentuje Adamkiewicz, wiceburmistrz dzielnicy. Zapewnia również, że straż pożarna przekazała informację, że widoczne efekty pożaru, czyli okopcone ściany nie są zagrożeniem dla życia. - Żadne mieszkanie nie uległo spaleniu, klatka schodowa została uprzątnięta, spalone rzeczy wyrzucone a prąd podłączony. Jedyne co trzeba zrobić, to wyremontować klatkę schodową wraz z korytarzami – dodaje wiceburmistrz.

Podaje również, że dzielnica jest w kontakcie z lokatorami budynku. – Mieszkanka okopconego mieszkania w rozmowie ze mną powiedziała, że jeżeli załatwimy sprawę remontu szybko, to jest w stanie do tego czasu zostać u znajomych. Wszystko powinno wrócić do normy 10 stycznia. Przekazałem również informację do OPS, że pomoc tym mieszkańcom ma być potraktowana priorytetowo - zapewnia.

Pożar na Białołęce

ran/kz/b

Czytaj także: