Po poniedziałkowym paraliżu komunikacji publicznej w centrum, urzędników krytykują pasażerowie i eksperci. Niektórzy twierdzą wręcz, że wiceprezydent Jacek Wojciechowicz - odpowiadający za m.in. za transport i inwestycje - powinien podać się do dymisji.
Jan Jakiel, prezes Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji, patrzy na poniedziałkowe utrudnienia w szerszym kontekście.
- Tak wygląda Warszawa pozbawiona priorytetu dla tramwajów. W przypadku konieczności uruchomienia większej liczby tramwajów, tak jak to było w poniedziałek, sygnalizacja się nie dostosowuje. Nie jest sztuką znaleźć kilkadziesiąt tramwajów - sztuką jest wypuścić je tak, żeby nie blokowały ruchu - wytyka Jakiel.
"Brakuje planu B"
- Kolejnym problemem, który się ujawnił, jest brak systemu sterowania ruchem z prawdziwego zdarzenia. Efekt działania tego istniejącego jest mizerny, na dobrą sprawę daje sobie radę tylko poza szczytem – punktuje prezes SIKOM-u i przekonuje, że paraliżu można było uniknąć. - Wystarczyłoby, żeby miasto miało przygotowany plan B, na wypadek problemów w metrze, niekoniecznie związanych z budowa II linii, ale także wypadków. Taki alternatywny scenariusz powinien obejmować także symulację ruchu – tłumaczy.
Według eksperta, wymienione zaniedbania powinny skończyć się dymisją w ratuszu. - Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz od kilku lat zajmuje się transportem, a wciąż nie nauczył się myśleć strategicznie. Wystarczy wspomnieć błędy przy planowaniu przestrzennym metra na Bemowie. Zarządzanie Warszawą to nie jest zarządzanie małą dzielnicą (Wojciechowicz był w przeszłości burmistrzem Wesołej – przyp. red). Dymisja byłaby honorowym posunięciem z jego strony i pewnym rodzajem przeprosin za niedociągnięcia – podsumowuje Jan Jakiel.
SISKOM nie planuje jednak, żadnej oficjalnej petycji, zbierania podpisów czy listu otwartego.
Ratusz broni wiceprezydenta
Ratusz nie ma sobie tymczasem nic do zarzucenia, a wiceprezydent Wojciechowicz może być o swój los spokojny.
– W ciągu jednaj nocy zorganizowaliśmy komunikację zastępczą: autobusy i tramwaje, a także ulotki i plakaty. Byli informatorzy mówiący o utrudnieniach. Zrobiliśmy wszystko podczas tych kilku godzin, żeby mieszkańcy mieli możliwość poruszania się po centrum – przekonuje Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika ratusza.
Broni także kompetencji i pracy wiceprezydenta w dziedzinie inwestycyji. - Nadzorowanie tak wielu inwestycji w tak dużym mieście jest skomplikowane i wymagające dużej uwagi, ale zdarzają się kłopoty niezależne od osób planujących i realizujących inwestycje. Mam wrażenie, że przy skali inwestycji w stolicy jest to robione prawidłowo – twierdzi Kłąb.
Również Warszawska Wspólnota Samorządowa uważa, że powinni się znaleźć winni poniedziałkowego chaosu. "Domagamy się wyciągnięcia konsekwencji personalnych z wczorajszych wydarzeń. Traf chciał, że nadzór nad inwestycjami, komunikacją miejską i koordynacją remontów należy do jednego i tego samego zastępcy prezydenta. Co jeszcze musi się stać, żeby prezydent Warszawy przejrzała na oczy, uporządkowała swoje zaplecze i zajęła się wreszcie sprawami Warszawy?" - pytają w komunikacie wysłanym do mediów.
Tak było w poniedziałek:
Trudny poranek dla pasażerów
b/roody
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN 24