Tłusty czwartek jest symbolem końca karnawału. Ostatni dzień wielkiego obżarstwa przed wielkim postem. Właśnie dlatego rok w rok ludzie ustawiają się przed cukierniami i czekają w długich kolejkach by kupić ulubione pączki. Ktoś kto nie zna tradycji jedzenia pączków 16 lutego mógłby pomyśleć, że do Polski wróciły czasy PRLu. Kolejka do okienka z pączkami przy Chmielnej w samo południe miała kilkaset metrów. By kupić pączki trzeba było swoje odczekać.
- To jest przyjemność i tradycja. Żona w pracy, ja w kolejce – śmieje się pan Zbigniew.
„Tylko dwa ze względu na tusze”
Mało kto wśród czekających chciał przyznać się, że w tłusty czwartek sobie pofolguje i zje więcej niż zwykle. "Dwa", "pięć", "trzy", "sześć" – takie skromne liczby padały, gdy pytaliśmy warszawiaków o to ile chcą dziś zjeść pączków. - Tylko dwa ze względu na tusze i cholesterol – zapewnia klientka cukierni Blikle przy Nowym Świecie. Tu również jak co roku ogonek za pączkami był duży. Poprosiliśmy więc Łukasza Bliklego, by zdradził nam recepturę na idealnego pączka:
Tłumy pojawiły dziś również przy ul. Górczewskiej. Przed cukiernią Zenony Adamuszewskiej ludzie czekali w kolejce nawet dwie godziny. – O godzinie 12.00 było około 150 osób. Ci, którzy zmarzli ogrzewali się w pobliskim bloku – mów Lech Marcinczak, reporter Tvnwarszawa.pl. Ze względu na dużą popularność tutejszych wypieków, jak co roku, właściciele wprowadzili limity. Każdy mógł kupić najwyżej 20 pączków.
Recepturę na najlepsze pączki zdradza Łukasz Blikle - fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl
Kolejka ponad 100 osób do cukierni przy ul. Górczewskiej 17