Będzie można jeździć szybciej, ale w zamian powstanie odcinkowy pomiar prędkości. I to w centrum miasta. To nowy pomysł drogowców. Powstał po prawie dwuletnim badaniu prędkości w całej stolicy. Wynika z niego, że kierowcy jeżdżą tak szybko, że ponad 200 tysięcy rocznie straciłoby prawo jazdy od ręki. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Na ulicach Warszawy można zauważyć kamery, które rejestrują prędkość przejeżdżających samochodów. Drogowcy przez prawie dwa lata sprawdzali, jak szybko kierowcy jeżdżą po mieście. W stu punktach rozstawili specjalny sprzęt do badania prędkości.
- Rocznie 220 tysięcy kierowców traciłoby prawo jazdy, właśnie przez prędkość – twierdzi Karolina Gałecka rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich.
O 130 km/h za dużo
I tak, przez prawie dwa lata, powstała mapa. ZDM oznaczył tam ciemniejszym kolorem miejsca, gdzie więcej kierowców łamało przepisy. W wielu prawie każdy, w pięciu - wszyscy kierowcy jechali szybciej niż można.
Rekordzista na 50-tce pędził 180 km/h, na moście Poniatowskiego. Z mapą drogowcy poszli do inspektorów od fotoradarów i proszą o zamontowanie odcinkowego pomiaru prędkości. - Przedstawiliśmy dane i oczekujemy, że oprócz zmian organizacji ruchu, które wprowadzamy, będzie kontrola – mówi Karolina Gałecka.
Drogowcy chcą, żeby inspekcja całą dobę mierzyła prędkość kierowcom przynajmniej na dwóch odcinkach: w tunelu Wisłostrady i na moście Poniatowskiego.
Eksperci: kierowcy czują się zagrożeni
- Lokalizacja, na moście Poniatowskiego została wstępnie przeanalizowana, wpisana na listę miejsc niebezpiecznych – potwierdza Wojciech Król, z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
Odcinkowy pomiar w centrum Warszawy nie jest jednak przesądzony. W ITD leży już dwa tysiące wniosków z całego kraju o zainstalowanie rejestratorów prędkości. Inspekcja wybierze tylko część, o ile dostanie pieniądze z Unii.
- Dopiero po uzyskaniu dofinansowania, będziemy prowadzić kolejne analizy tych wniosków – dodaje Król. Zdaniem ekspertów wielu kierowców jeździ szybciej niż można, bo nie czuje zagrożenia. - Na drogach dwupasmowych, gdzie jest w miarę bezpiecznie, te ograniczenia są zbyt drastyczne i to powoduje, że kierowcy się do tego nie stosują - zauważa Mariusz Podkalicki z Akademii Bezpiecznej Jazdy.
50-tka to fikcja
Miasto stawia jednak warunek. W tunelu będzie można jechać 70-tką, ale dopiero, gdy inspekcja zamontuje odcinkowy pomiar prędkości. - Jeżeli tego nie będzie, to rzeczywiście kierowcy nie będą jeździć 90 kilometrów, tak jak teraz, tylko będą jeździć 120 kilometrów na godzinę i wylejemy dziecko z kąpielą – mówi Karolina Gałecka. 50-tka na wylotówce z Warszawy do Piaseczna to też fikcja. Drogowcy już postawili nowe znaki, z ograniczeniem do 60-tki. - Zdarzenia drogowe, które wystąpią będą bardziej tragiczne, ale drogi są też po to i regulacje prawne są po to, żeby ruch był w miarę płynny – zauważa z kolei Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji. Drogowcy nadal sprawdzają prędkość samochodów i ustalają, gdzie kierowcy mają jeździć wolno.
W Polsce odcinkowy pomiar prędkości działa przede wszystkim na drogach poza dużymi miastami:
Łukasz Wieczorek, TVN24