Przed kilkom dniami na Facebooku pojawiła się relacja Konrada z okolic wejścia do stacji metra Centrum. Autor napisał, że kobieta dostała mandat w wysokości 200 zł za sprzedaż bułek i pączków. Dodał, że swoje produkty sprzedawała po złotówce za sztukę.
Pod wpisem szybko pojawiły się krytyczne komentarze pod adresem "bezdusznych strażników miejskich" i ułomności polskiego prawa. Wpis rozprzestrzenił się po internecie. Skomentowało go ponad 5 tys. osób, udostępniono go ponad 20 tys. razy.
Później pojawiły się informacje, że kobieta zmaga się z nowotworem i odmówiono jej renty.
"Dostajemy sygnały od mieszkańców"
Nie wiemy, czy bohaterka handluje żywnością na własną rękę, czy stoi za nią ktoś inny, jak zdarza się w przypadku tego typu "biznesów". Nie mamy pewności, czy wszystkie wyroby rzeczywiście miały tę samą cenę. Ale postanowiliśmy zapytać straż miejską, jak wyglądało zdarzenie z jej perspektywy. Rzeczniczka formacji potwierdza, że taka sytuacja miała miejsce.
- Interwencja została przeprowadzona zgodnie z przepisami - w związku z naruszeniem art. 60(3) kodeksu wykroczeń, który mówi, że czynem zabronionym jest prowadzenie handlu w miejscu do tego niewyznaczonym, będącym w zarządzie gminy. Poza tym okolice stacji metra Centrum są specyficzne, dostajemy sygnały od mieszkańców, że nielegalne stoiska utrudniają między innymi możliwość dojścia do metra - wyjaśnia Monika Niżniak, rzeczniczka stołecznej straży miejskiej.
Jak podkreśla, bez interwencji funkcjonariuszy nielegalny handel w tym rejonie zacząłby się szybko rozprzestrzeniać. Faktycznie, jeszcze kilka lat temu zdarzało się, że szpaler nielegalnych handlarzy blokował przejście "patelnią". - W Warszawie bardzo często mamy do czynienia z taką sytuacją, że osoby starsze są wynajmowane przez hurtowników, żeby handlowali w przygodnych miejscach – zaznacza Niżniak.
Co zrobić, żeby handlować legalnie?
Podobnych historii o "handlarzach pietruszki" słono karanych przez restrykcyjnych stróżów prawa w internecie jest wiele. Drugą stronę medalu, na którą patrzy się rzadko, jest kwestia nieuczciwej konkurencji "szarej strefy" wobec sprzedawców płacących za wynajem lokalu albo miejsce na bazarze. Urząd miasta zapytaliśmy, co powinni zrobić, by handlować zgodnie z prawem.
- W 2011 roku do kodeksu wykroczeń wpisano, że drobny handel może się odbywać w miejscach wyznaczonych przez gminy. Żeby prowadzić sprzedaż w takich miejscach trzeba złożyć wniosek do Zarządu Dróg Miejskich czy na przykład urzędu dzielnicy – wyjaśnia Bartosz Milczarczyk, rzecznik ratusza.I podaje, że zajęcie pasa drogi to koszt 2 zł za mkw dziennie. A dla przykładu ustawienie stoiska na wyznaczonych przez dzielnicę miejscach to koszt 49,46 zł miesięcznie.
Osobna kategoria to targowiska. Na nich trzeba płacić za powierzchnię, ale nie obowiązuje już opłata targowa.
ran/b
Źródło zdjęcia głównego: facebook