"Spotkanie było obiecujące i widzimy realną szansę na pogodzenie interesów wszystkich stron" - informują we wspólnym oświadczeniu kluby znad Wisły. Kompromisu szukano we wtorek podczas kolejnego spotkania przedsiębiorców, urzędników i mieszkańców Powiśla.
Oświadczenie klubów pojawiło się w środę po południu na Facebooku: "Wczoraj odbyliśmy spotkanie z władzami miasta oraz mieszkańcami. Dziękujemy mieszkańcom Powiśla i Saskiej Kępy oraz Koalicji Ciszej Proszę, za dyskusję o przedstawionych przez nas rozwiązaniach oraz uwagi do proponowanych zapisów konkursu. Spotkanie było obiecujące i widzimy realną szansę na pogodzenie interesów wszystkich stron. Dziękujemy za zorganizowanie spotkania Panu Markowi Piwowarskiemu z Zarządu Zieleni oraz Pani Justynie Glusman, którzy nas wysłuchali. Czekamy na ogłoszenie konkursu!".
"Nie wiem, czy można mówić o przełomie"
Wtorkowe spotkanie odbyło się w siedzibie Zarządu Zieleni. Miasto reprezentowali wspomniani Justyna Glusman, koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni oraz Marek Piwowarski, dyrektor Zarządu Zieleni. Pojawili się też przedstawiciele klubów i mieszkańcy Powiśla, pośród nich byli zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy imprez nocnego życia i imprez na bulwarach.
Wnioski były optymistyczne, co wynika zarówno z przytoczonego wyżej oświadczenia, ale też innych głosów w przestrzeni publicznej. Jan Śpiewak napisał: "Chyba możemy to już oficjalnie powiedzieć: Kluby zostają. Miasto wycofało się z pomysłu Justyny Glusman całkowitego zakazu zabawy pod chmurką. Presja ma sens! Pracujmy teraz wspólnie nad ucywilizowaniem tego cudownego miejsca".
Czy takie stwierdzenia nie idą za daleko? Pytamy wywołaną do tablicy Justynę Glusman, czy faktycznie sprawa jest zakończona. - Nie wiem, czy można mówić o przełomie - odpowiedziała tvnwarszawa.pl. - My wysłaliśmy projekt roboczy do konsultacji, informacyjnie, po to, aby przekonać się, jak niektóre grupy odbierają nasze propozycje. Mieszkańcy i przedsiębiorcy przedstawili swoje wnioski i wydaje mi się, że spotkanie było pozytywne. Interesy są różne, ale jesteśmy w stanie znaleźć kompromis w wielu kwestiach - poinformowała.
"Zrobimy ukłon w stronę mieszkańców"
Przyznała, że warunki konkursu zostaną zmodyfikowane względem pierwotnej propozycji, która tak bardzo nie spodobała się właścicielom lokali. "Będziemy je dostosowywać do oczekiwań obu stron" - powiedziała Justyna Glusman, ale nie zdradziła, co konkretnie się zmieni.
- Zrobimy ukłon w stronę mieszkańców, bo ta przestrzeń boryka się z różnymi problemami. Współpracujemy ze strażą miejską i policją, prowadzimy regularne spotkania dotyczące bulwarów, zastanawiamy się, jak skutecznie poprawiać bezpieczeństwo. Drugą rzeczą, nad którą musimy popracować, jest hałas. Co ważne, mieszkańcy bardziej zwracają nam uwagę na egzekwowanie tych zasad. Nie chodzi im o sam poziom decybeli, a o konkretne działania, jak instalacja mierników hałasu, czy dostęp do informacji o jego natężeniu online - wyjaśniła koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju.
Kiedy należy spodziewać się konkursu? - Zostanie rozpisany na dniach, zależy nam na czasie. Będziemy go przygotowywać na podstawie zgłoszonych uwag - podsumowała Glumsan.
Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy o niepewnej przyszłości klubów z okolic płyty Desantu w związku z przygotowaniem konkursu na dzierżawę tego terenu. Wątpliwości budziły otwartość na imprezy i dopuszczalny poziom hałasu. Kluby informowały, że "konkurs zakłada tylko dwa lokale z imprezami (w których muzyka może mieć max 70 dB, czyli tyle, ile pracujący odkurzacz), a jednocześnie całkowite zamknięte (co wyklucza tańce pod gołym niebem i wydarzenia oraz koncerty plenerowe)". W ostatnich sezonach na wysokości płyty Desantu działały: Hocki Klocki, Cud nad Wisłą, Pomost 511, Miami Wars oraz Grunt i Woda.
Ich właściciele podjęli rozmowy z miastem. Szukali pomysłów na kompromisowe rozwiązanie problemów. Propozycje zebrali w "Koncepcji rozwoju".
System monitorowania hałasu
Pomysły zawarte w dokumencie były omawiane podczas wtorkowego spotkania.
Dla mieszkańców Powiśla największym problemem są nocne dźwięki dobiegające do zabudowań od strony Wisły. By temu zaradzić, autorzy koncepcji zaproponowali zamontowanie systemu monitorowania hałasu. W każdej klubokawiarni miałaby znaleźć się aparatura umożliwiająca bezpośredni podgląd jego poziomu w wybranym lokalu. Wyniki pomiarów byłyby zamieszczane na specjalnej stronie internetowej. Dodatkowe czujniki pojawiłyby się też na budynkach przy Górnośląskiej, Wilanowskiej i przy Rynku Soleckim.
Kolejny pomysł to zabudowanie scen (z trzech stron) i wyciszenie ich. Głośniki byłyby ustawiane wewnątrz i korygowane tak, by emisja dźwięku poza klubokawiarnię była jak najmniejsza. Miałyby też być stosowane tak zwane limitery, które ograniczają niskie pasma dźwięków (basy). Nad ustawieniem sprzętu i poziomem głośności w trakcie imprez miałby czuwać akustyk.
Rozwiązaniem problemu miałoby też być ograniczenie liczby i czasu imprez (od 20 do 42 procent imprez mniej). Właściciele lokali zaproponowali, żeby odbywały się one tylko w czwartki (maksymalnie do godziny 2) oraz w piątki i soboty (maksymalnie do 4). W repertuarze pojawiłyby się też ciche imprezy, czyli silent disco.
Jak rozwiązać problem śmieci?
Mieszkańcy Powiśla skarżą się również na zaśmiecanie bulwarów i na problem zbyt małej liczby toalet, co skutkuje tym, że uczestnicy imprez załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne, gdzie popadnie.
Autorzy koncepcji przedstawili kilka pomysłów, które miałyby pomóc w utrzymaniu czystości. Żeby bulwary nie wyglądały o poranku jak zaśmiecone pobojowisko, chcą wprowadzić wielorazowe kubki, które będą "wypożyczane" za kaucją. Sytuację miałyby poprawić też naczynia podlegające recyklingowi i papierowe słomki.
W pobliżu klubokawiarni miałby pojawić się punkt skupu butelek, a najemcy lokali mieliby zwrócić większą uwagę na odpowiednie przechowywanie śmieci. Kolejna propozycja to większa liczba śmietników i sprzątanie bezpośrednio po zakończeniu imprez. Jeśli zgodnie z deklaracjami imprezy będą kończyły się wcześniej niż dotychczas, rano okolica będzie już uporządkowana.
Właściciele deklarują też podniesienie standardu toalet, zastosowanie kontenerów sanitarnych z umywalkami i dostępem do wody.
Zarządca terenu, ochrona, punkt ratunkowy
Kolejną sporną kwestią jest bezpieczeństwo. - Statystyki straży miejskiej pokazują, że (na bulwarach - red.) każdego sezonu jest około 300 przypadków zakłócania porządku publicznego - mówiła w piątek tvnwarzawa.pl Justyna Glusman. I zaznaczyła, że w ostatnim czasie sytuacja się polepszyła, ale nadal jest dużo do zrobienia.
Żeby to osiągnąć, właściciele klubokawiarni proponują wprowadzenie punktu ratunkowego, dodatkowych patroli ochrony, oświetlenie klubów i miejsc przy toaletach oraz kontrolowanie wjazdu pojazdów na teren bulwarów.
Prowadzący nadwiślańskie kluby określili też, w jaki sposób chcieliby prowadzić współpracę z mieszkańcami i urzędem miasta. W koncepcji pojawiła się propozycja stworzenia rady programowej i funkcji zarządcy terenu, który miałaby stały kontakt ze służbami i menadżerami lokali.
Ostatnim punktem koncepcji były kwestie związane z informacją i edukacją. Jej autorzy przewidują stworzenie punktów informacyjnych, w których mieszkańcy znajdą szczegóły dotyczące bulwarów i nadchodzących wydarzeń. Ich uzupełnieniem miałyby być materiały edukacyjne dotyczące ekologii, bezpieczeństwa i przeciwdziałania alkoholizmowi.
Horror czy niesamowita atrakcja?
Podczas wtorkowego spotkania głosy mieszkańców były podzielone. Jedna z pań stwierdziła wprost, że imprezy "to horror". - Wszyscy mieszkańcy w okresie od wiosny do jesieni są umęczeni głośną muzyką, która wydobywa się z klubów. Trwa to od 17-18 do 5-6 rano. Muzyka nie pozwala nam spać, w lecie nie jesteśmy w stanie otwierać okien, męczymy się - opisywała starsza mieszkanka ulicy Górnośląskiej. I dodała, że wzywane na miejsce policja i straż miejska nie są w stanie wyegzekwować ciszy nocnej. - Miasto nie ma żadnej kontroli nad tym, co się dzieje nad Wisłą, dlatego szefowie klubów są rozbuchani, wszystko im wolno - kontynuowała.
W kontrze wypowiedziała się młoda matka, która powiedziała, że kluby są dla niej miejscem, gdzie może odpocząć. - W Warszawie mieszkam całe swoje życie - zaczęła i stwierdziła, że to, co się działo nad Wisłą, było "niesamowite". - Dla rodziców z małymi dziećmi było to miejsce, gdzie można było bezpiecznie pójść, usiąść, napić się herbaty, lemoniady… Były kluby, które za własne pieniądze, nie biorąc niczego od rodziców, pozwalały im tam siedzieć z dziećmi w piaskownicy, którą organizowali - przekonywała.
- Wiem, że jest głośno i bałagan, ale wydaje mi się, że wspólnymi siłami, my, mieszkańcy, właściciele klubów i miasto jesteśmy w stanie nad tym zapanować - kontynuowała. Jak zauważyła, więcej hałasu generuje lokalny klub piłkarski. - Gwarantuję, że oni (kibice - red.) bardzo dużo krzyczą, bardzo wulgarnie - zaznaczyła.
Sezon nadchodzi, konkursu brak
Konkurs na dzierżawę klubokawiarni stał się kwestią sporną nie tylko z powodu warunków, które mogą znacząco zmienić charakter bulwarów. Prace nad jego warunkami trwały od jesieni, a rozpoczęcie sezonu nad Wisłą zbliża się wielkimi krokami.
- Nawet gdyby został ogłoszony dość szybko, to realnie nowe podmioty mogłyby rozpocząć działalność dopiero pod koniec lipca. To oznacza, że przez prawie 2/3 sezonu nic nie będzie się działo nad Wisłą. Naszym zdaniem to niedopuszczalna sytuacja, dlatego mamy inne rozwiązania - mówił Ivan Ivanov z klubu Pomost 511. Zdaniem przedstawicieli klubokawiarni ratusz powinien przedłużyć ich umowy i wprowadzić nowe pomysły, które będą testowane przez najbliższy sezon.
Ratusz nie zamierza jednak zgodzić się na takie rozwiązanie. We wtorkowym programie "Tak jest" prezydent Trzaskowski podkreślał, że nie można wskazać gospodarzy bez oficjalnej procedury. - Trzeba zrobić konkurs i wybrać w ten sposób ajentów. Nie można powiedzieć, że kontynuujemy działalność bez żadnego konkursu - tłumaczył.
kk/ap/b