Akt oskarżenia w sprawie wypadku, w którym zginęły trzy osoby

Śmiertelny wypadek w Wołominie
Źródło: TVN24
Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 21-letniemu kierowcy, który w grudniu 2016 roku spowodował wypadek w Wołominie. Zginęła 42-letnia kobieta i dwójka jej dzieci. Oskarżony znacznie przekroczył prędkość, był po użyciu narkotyków i miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów - twierdzi prokuratura.

Do wypadku doszło 4 grudnia 2016 roku wieczorem w Wołominie. Poruszająca się ulicą 1 Maja toyota auris uderzyła w audi wyjeżdżające z podporządkowanej ulicy Reja. Trzy osoby podróżujące audi zginęły na miejscu: 20-letni kierowca, jego 7-letnia siostra i 42-letnia matka. Kierowca toyoty trafił do szpitala.

Opinia biegłego

Nie wiadomo było, kto zawinił. Dopiero opinia biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych wykazała, że do tragicznego zdarzenia przyczynił się styl jazdy Daniela Z. - Mężczyzna poruszał się z nadmierną prędkością. Mogło to być 80-90 kilometrów na godzinę - powiedział PAP Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Ekspert orzekł również, że 21-latek nie dostosował techniki jazdy do warunków i nie obserwował drogi.

Badania toksykologiczne wykazały, że Daniel Z. był w "stanie po użyciu środka działającego podobnie do alkoholu", czyli marihuany. Saduś podkreśla, że nie jest to tożsame z byciem "pod wpływem", co zmieniałoby kwalifikację prawną i zwiększało wymiar kary.

21-latek złamał także prawomocny wyrok sądu, zakazujący mu prowadzenie wszelkich pojazdów przez 10 miesięcy. Było to spowodowane prowadzeniem przez Daniela Z. samochodu "po użyciu" narkotyków.

Nie przyznał się do winy

- Prokuratura Rejonowa w Wołominie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Danielowi Z. Zarzuty, które zostały mu przedstawione, dotyczą spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym, a także niestosowania się do sądowego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych - mówi Saduś.

21-latek nie przyznał się do spowodowania wypadku. Nie kwestionował natomiast złamania zakazu. Grozi mu do ośmiu lat pozbawienia wolności.

PAP/kw/mś

Czytaj także: