Jeden kot ze spaloną sierścią, drugi z wyrwaną. Sprawą zwierząt zajmuje się policja

Pierwsze zwierzę zostało prawdopodobnie podpalone i nie przeżyło. Drugie, znalezione tydzień później w tym samym miejscu, miało wyrwaną sierść. Policja pod nadzorem prokuratury sprawdza, czy nad zwierzętami ktoś się znęcał.

Koty Spod Mostu to grupa działająca przy Fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt - VIVA. Jak opisują jej członkowie, pomagają wolno żyjącym kotom spod mostu Grota-Roweckiego i tym, które mieszkają na terenie pobliskich zakładów. Ochotnicy od kilku lat dokarmiają zwierzęta, zbierają fundusze na ich leczenie, sterylizację i szukają domów.

"To mogły być fajerwerki"

Na początku lutego wolontariusze organizacji dostali informację o kotce, która została prawdopodobnie podpalona w okolicach osiedla Jelonki na Bemowie. Na Facebooku opisywali, że zwierzę doczołgało się resztkami sił do miejsca karmienia z budkami dla wolno żyjących kotów. Kotka została zabrana przez jednego z wolontariuszy do lecznicy.

"Ślady spalenia na sierści i wąsach a jednocześnie rodzaj ran wskazują na to, że pochodzą od ognia (...) może wybuchu, rany są jakby wyszarpane. Przypuszczamy, że mogły to być fajerwerki, ale nie mamy pewności" - opisywali obrażenia zwierzęcia na Facebooku. Zwierzę miało też głęboką ranę na klatce piersiowej. Mimo starań lekarzy, nie udało się uratować Neli - takie imię dostała od wolontariuszy.

"Obrażenia, których nie umiemy wyjaśnić"

Tydzień później grupa Koty Spod Mostu dostała kolejne zgłoszenie z tego samego miejsca. Tym razem chodziło o kotkę z wydartą do skóry sierścią. "Obie kotki ze stada kotów wolno żyjących. Przypadek? W tak krótkim odstępie czasu i w tym samym miejscu kolejna kotka z obrażeniami, których nie umiemy wyjaśnić. Wiemy, że te obrażenia pojawiły się nagle, a kot zniknął na jeden dzień. Lekarze po raz pierwszy widzą taki przypadek" - opisywali wolontariusze.

Kotka ma duże rany na skórze, ale udało się ją uratować. Wolontariusze nazwali ją Majka. Teraz kotka szuka domu, choćby tymczasowego, w którym będzie można kontynuować jej leczenie.

"Mieszkańcy Bemowa-Jelonki, uważajcie na swoje koty wychodzące. Sprawa Majki została zgłoszona na policję" - poinformowała grupa.

Policjanci prowadzą czynności z własnej inicjatywy

Policja potwierdza, że zajmuje się sprawą kotów. Tłumaczy jednak, że zajęła się nią z własnej inicjatywy.

- Policjanci prowadzą czynności w obu tych zdarzeniach. Na podstawie doniesień medialnych o zdarzeniu policjanci podjęli z własnej inicjatywy czynności zmierzające do ustalenia okoliczności sprawy - przekazała Marta Sulowska, rzeczniczka wolskiej policji. Dodała, że funkcjonariusze sprawdzili placówki weterynaryjne na terenie dzielnicy. Ustalili też, kto zaopiekował się zwierzętami.

- W Komisariacie Policji Warszawa Bemowo prowadzone jest postępowanie przygotowawcze pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Wola. W sprawie wykonywane są czynności procesowe i pozaprocesowe zmierzające do wyjaśnienia i ustalenia okoliczności tych zdarzeń. Została między innymi zabezpieczona dokumentacja medyczna, która będzie podlegała analizie, przesłuchiwane są w tej sprawie osoby. Wstępne czynności nie wskazują jednoznacznie na świadome działanie człowieka - powiedziała nam Sulowska.

Rzeczniczka wolskiej policji przypomina, by zgłaszać podobne przypadki pod numerem alarmowym 112. - Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, za znęcanie się nad zwierzętami grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności - podkreśla rzeczniczka.

Na tvnwarszawa.pl pisaliśmy też o awarii ciepłowniczej, po której zginęło sześć policyjnych psów:

Awaria Ciepłownicza przy Jagiellońskiej

pieski

Awaria Ciepłownicza przy Jagiellońskiej

pieski
Źródło: tvn24
"Żegnajcie nasi niebiescy bracia"
"Żegnajcie nasi niebiescy bracia"
Teraz oglądasz
Akcja służb przy Jagiellońskiej
Akcja służb przy Jagiellońskiej
Teraz oglądasz
Awaria ciepłownicza na Pradze
Awaria ciepłownicza na Pradze
Teraz oglądasz
Czytaj także: