20 spalonych domów i setki ewakuowanych osób to bilans pożaru buszu, z którym walczą strażacy w Australii. Ogień pojawił się po tym, jak wymknęło się spod kontroli planowane wypalanie drzew.
Pożar trawi drzewa i domy na południowym zachodzie kraju, w rejonie Margaret River. Spaliło się już ponad 1800 hektarów. Z żywiołem walczy ponad 100 strażaków. Niezbedny okazał się też śmigłowiec, który z powietrza zrzuca wodę na płonące lasy.
Nagły kataklizm
W niekontrolowany sposób pożar rozprzestrzenił się w środę. Z najbardziej zagrożonych terenów służby ratunkowe szybko ewakuowały setki mieszkańców. Ludzie nie zdążyli ratować swojego dobytku. Domy spłonęły doszczętnie, pozostawiając rodziny bez dachu nad głową.
Mieszkańcom podróżującym samochodem ogień w wielu wypadkach uniemożliwiał przejazd przez drogę. Ludzie wychodzili z aut i błagali o pomoc.
Niebezpieczeństwo trwa
Akcję ratunkową utrudnia silny wiatr i wysoka temperatura, dochodząca do 30 st. C. Strażacy podejrzewają, że te trudne warunki atmosferyczne przyczynią do dalszego rozprzestrzeniania ognia. W związku z tym władze wydały rozporządzenie o zamknięciu szkół i głównych dróg w rejonie Margaret River.
Autor: mm/ms / Źródło: Reuters TV, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: AAP