Jeżdżę dużo, ale nie lubię prowadzić auta. Przyznam jednak nieskromnie, że robię to zupełnie przyzwoicie. Przez ponad 20 lat mojego stażu kierowcy, nie miałem poważnego wypadku.
Fakt, na początku mojej "kariery” zdarzyło się kilka stłuczek, ale nawet te nie były poważne, ot pęknięta lampa, porysowany błotnik. Mimo, że niegroźne popchnęły mnie jednak do pobrania pewnych nauk od fachowców – ludzi, dla których sport samochodowy był pasją. I o dziwo nacisk był kładziony na płynność jazdy – ocenę sytuacji drogowej, a nie na ślizganie się (zwane obecnie driftem), czy start z piskiem opon. Bowiem zrywanie przyczepności niesie ze sobą pewne ryzyko i zmniejsza wydajność.
Warto posiadać tę umiejętność, ale „ fizyki praw nie złamiesz”, jak mawiał jeden z moich kolegów nauczycieli. Zawsze szybciej ruszysz na suchym niż na mokrym – śliskim.
A wspominki te nasunęły mi się po dzisiejszej drodze do pracy, w czasie której podziwiałem wyścigi, uślizgi niezbyt kontrolowane i pęd niesamowity, a ślisko było… i jeszcze będzie...
Autor: Artur Chrzanowski / Źródło: TVN Meteo