Sześć lodołamaczy, które od początku grudnia zajmowały się kruszeniem lodu na Zalewie Włocławskim, zakończyło pracę. Lód, jaki pozostał jeszcze w części akwenu, zdaniem specjalistów nie powinien powodować zatorów.
Włocławski Inspektorat Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie poinformował w piątek, że lodołamacze przeszły w stan rezerwy i nie będą na razie zajmować się dalszym kruszeniem lodu. Ten utrzymuje się już tylko w środkowej części zbiornika i nie zagraża bezpieczeństwu.
Na podstawie obserwacji przepływu wody i prognoz pogody zdecydowano także, że lód nie będzie już zrzucany przez zaporę w dół rzeki.
Sześć jednostek na ratunek
Cztery lodołamacze - "Niedźwiedź", "Bawół", "Basior" i "Kangur" - działały od początku grudnia w górnej części zalewu, gdzie ich zadaniem było czołowe kruszenie lodu i obsługa tzw. rynny spływu lodów.
Dwa pozostałe - "Gepard" i "Jaguar" - stacjonowały w pobliżu jazów tamy we Włocławku, gdzie dbały o to, by pokruszony lód sprawnie spływał.
Było groźnie
Lodołamanie miało spowodować spływ kry i lodu z Wisły powyżej zbiornika włocławskiego, a także przeciwdziałanie tworzeniu się na nim zatorów lodowych. Te w środę 7 marca doprowadziły do ogłoszenia w Płocku alarmu powodziowego.
Zimą Zalew Włocławski zamarza szybciej niż górne odcinki Wisły.
Praca lodołamaczy
Akcja lodołamania polega na wycięciu przez lodołamacze w pokrywie lodowej zbiornika rynny spływowej, sprowadzeniu kry w pobliże zapory i po jej pokruszeniu bezpieczny zrzut przez stopień. Akcja taka jest możliwa jednak tylko przy odpowiednio wysokim stanie wody.
Ranny w boju
W tym roku praca jednego z lodołamaczy zakończyła się w czwartek nieoczekiwanym wypadkiem. "Gepard", kruszący lód w pobliżu włocławskiej zapory, uderzył dnem o podwodną przeszkodę, która spowodowała rozdarcie poszycia i wdarcie się wody pod pokład.
Statek został jednak doprowadzony bezpiecznie przez załogę do pobliskiej przystani, gdzie został wyciągnięty na brzeg i naprawiony.
Autor: mm/ŁUD / Źródło: PAP