Huragan Maria sponiewierał Portoryko. Dom, w którym mieszkała i całą okolicę żywioł pokrył błotem, ale nie rozdzielił Sandry Harasimowicz od jej ukochanych zwierzaków.
43-letnia Polka Sandra Harasimowicz i jej mąż, 49-letni Portorykańczyk Gary Rosario mieszkają w mieście Yauco, położonym w południowo-zachodniej części wyspy.
Kobieta opowiedziała agencji Reutera, że dwoje swoich dzieci, sześcio- i dwunastoletnie, małżeństwo odesłało w bezpieczne miejsce do przyjaciół jeszcze przed atakiem Marii.
Gdy jednak się okazało, że nie mają szans na znalezienie azylu dla ósemki swych kotów i siedmiu psów, sami zdecydowali się pozostać z nimi w domu. Przyznają, że nie spodziewali się aż takiej siły żywiołu. - Nie doceniliśmy go - stwierdziła Harasimowicz.
"Jak koniec świata"
Gdy w zeszłą środę zaatakował huragan Maria, zabijając w całym Portoryko co najmniej 10 osób, ich do tej pory spokojna okolica zmieniła się w koszmar. Uliczki pokryła gruba warstwa gruzu i mułu, pobliska rzeka wystąpiła z koryta. Woda wlała się do ich domu "jakby to był koniec świata", sięgała im po szyje - mówiła Harasimowicz w rozmowie z agencją.
Koty umieścili na szczycie szafek kuchennych, by dać im szansę na przetrwanie "potopu". Sami wraz z psami ratowali się ucieczką na dach domu sąsiadów. Kurczowo trzymali się paneli słonecznych, starając się jednocześnie pilnować zwierząt. Jak relacjonowała kobieta, jeden z psów czterokrotnie zeskakiwał z dachu w rwący potok przetaczający się przez ulicę. Za każdym razem Rosario skakał w jego ślady i ciągnął go z powrotem w bezpieczniejsze miejsce.
- Myślałam, że go stracę - mówiła o mężu Harasimowicz. - Robił to, bo kocha zwierzęta. Powiedziałam sobie: to koniec, tracę zwierzęta i tracę mojego męża.
Wybór: włamać się lub umrzeć
Harasimowicz i Rosario mogli wrócić do swojego domu dopiero po kilku godzinach, w środę wieczorem. Wraz ze swymi pupilami wspięli się na piętrowe łóżko. Gdy jednak zobaczyli z przerażeniem, że woda ponownie się podnosi, włamali się do domu sąsiadów i schronili ze zwierzętami na strychu.
- Mieliśmy wybór: włamać się lub umrzeć - podkreślił Gary Rosario.
Mieli już wówczas o jednego psa więcej - przygarnęli błąkającego się czworonoga.
"To mnie przerasta"
Teraz, po przejściu Marii, do Yauco wracają mieszkańcy, którzy uciekli z miasta przed huraganem. Czekają na nich zniszczone domy, a cały dobytek, w tym meble i sprzęt gospodarstwa domowego, utopione zostały w błotnej, cuchnącej mazi.
- Wszyscy mówią, że chcą stąd wyjechać - stwierdził jeden z sąsiadów polsko-portorykańskiej pary, 57-letni Jose Velazquez. Podobny nastrój ma Sandra Harasimowicz. Po 12 latach na Portoryko, w tym siedmiu w Yauco, powiedziała reporterowi, że "ma dość".
- Nigdy więcej. To mnie przerasta - dodała.
Autor: rzw / Źródło: Reuters