Niedostateczne umiejętności połączone z brawurą to zdaniem ratowników GOPR najczęstsze przyczyny wypadków na stokach narciarskich. Podczas tegorocznych ferii liczba pacjentów z urazami odniesionymi na stokach sięgnęła już ponad 500 osób. GOPR podkreśla, że nowe przepisy nie spowodowały ich zdaniem spadku liczby wypadków.
Jak przyznał Piotr Kasznia - ratownik narciarski w Miejskiej Kolei Linowej Karpacz (Dolnośląskie) - dzięki nowym przepisom (zakaz spożycia alkoholu i nakaz jazdy w kasku osób poniżej 16 roku życia), które weszły w życie z Nowym Rokiem, rzadko spotyka się dzieci jeżdżące na nartach bez kasków. Mniej jest również osób jeżdżących pod wpływem alkoholu.
Przygotowani i trzeźwi
- W tej kwestii jest znacząca poprawa. Jednak nie spowodowało to mniejszej liczby wypadków, których podstawową przyczyną jest brak umiejętności jazdy na nartach. Tu liczby wyglądają podobnie jak w roku ubiegłym - mówił Kasznia.
Ratownik zaznaczył przy tym, że widać znacząca poprawę w stosunku do tego, co było kilka lat temu. - Jest coraz mniej narciarzy, którzy wychodzą na stok bez żadnego instruktażu - tłumaczył.
W ferie więcej pracy
Placówki ochrony zdrowia mają w ferie więcej pacjentów z urazami odniesionymi na stokach narciarskich. Ponad 30-procentowy wzrost liczby pacjentów w ciągu ostatnich dwóch tygodni w stosunku do okresu przed feriami odnotowała przychodnia rejonowa w Szklarskiej Porębie (woj. dolnośląskie).
Z kolei poszkodowani w wypadkach na stokach narciarskich w Bieszczadach najczęściej trafiają do szpitali w Lesku i Ustrzykach Dolnych. - W tym roku nie było zbyt wielu wypadków, bo sezon narciarski na dobre rozpoczął się dopiero w połowie stycznia - powiedział kierownik izby przyjęć w leskim szpitalu Jan Matusik. Do tego szpitala przywieziono ok. 40 poszkodowanych narciarzy. Najpoważniejszym urazem było złamanie kości udowej.
Do szpitala w Ustrzykach Dolnych natomiast trafiło 11 narciarzy. - Mieli urazy kolana, stawu skokowego, barku, najgroźniejszym był uraz twarzoczaszki - zaznaczyła Renata Waląg z ustrzyckiego szpitala.
400 przez miesiąc
Ferie to gorący czas dla ratowników GOPR i lekarzy z oddziałów urazowo-ortopedycznych szpitali w Beskidach. Liczba interwencji na stokach rośnie lawinowo. Od początku roku było ich już około 400, z czego tylko w ostatnią niedzielę ratownicy wzywani byli 40-krotnie.
Dariusz Babiak, rzecznik cieszyńskiego Szpitala Śląskiego, do którego trafiają narciarze poszkodowani na stokach w Wiśle, Ustroniu, Brennej czy Istebnej, powiedział, że rozpoczęciu ferii na Śląsku towarzyszy znaczący wzrost przyjęć na oddział urazowo-ortopedyczny. - To typowe narciarskie urazy: złamania kończyn, wybicia obojczyka, zwichnięcia stawów - wyliczał Babiak. Podobnie jest w Bielsku-Białej i Żywcu.
Do stu na dobę
Od 80 do 100 kontuzjowanych narciarzy i snowboardzistów na dobę przyjmowała zakopiańska urazówka w trakcie pierwszych dwóch tygodni ferii zimowych. Zdaniem ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podobnie było podczas ubiegłorocznych ferii.
Do największej liczby wypadków narciarskich na Podhalu dochodziło na stokach największej stacji narciarskiej w Białce Tatrzańskiej. Tam też w trakcie ferii wypoczywała największa liczba turystów.
Autor: ar/ŁUD / Źródło: PAP