Poniedziałek, 13 kwietnia - Przez 30 lat zawodowo gaszę pożary, ale nie przypuszczałem, że w życiu będę miał do czynienia z takim pożarem i tyloma ofiarami, co w Kamieniu Pomorskim – stwierdził w komendant główny straży pożarnej Wiesław Leśniakiewicz w "Magazynie 24 godziny".
- Pierwsze dwa wozy z siedmioma strażakami, cały stan osobowy, były na miejscu w ciągu trzech minut. Ale budynek płonął jak pochodnia. Strażacy przede wszystkim ewakuowali te osoby, które można było uratować. To są decyzje w ułamku sekund: do którego okna przystawić drabinę, kto może minutę, dwie poczekać – mówił Leśniakiewicz.
Po kilku minutach pożar gasiło już 29 osób i 8 pojazdów. Ale, jak mówił komendant, ogień był zbyt silny. - Strażacy podejmowali próby wejścia do obiektu przez główną i ewakuacyjna klatkę. Ale bardzo wysoka temperatura nie pozwoliła na to. Maski uzyskiwały taka temperaturę, ze parzyły twarz – relacjonował. Strażacy mogli tylko wyciągać mieszkańców z okien i próbować łapać tych, którzy sami wyskakiwali. Według Leśniakiewicza zrobili wszystko, co w tej sytuacji było możliwe.
Dokonamy analizy minuta po minucie
- Mam 30-letnią wysługę w zawodowej ochronie przeciwpożarowej. Nie przypuszczałem, że w życiu będę miał do czynienia z takim pożarem i tyloma ofiarami - przyznał. Zapowiedział też, że biegli zbadają zarówno przyczyny pożaru, jak i samą akcję. - Mamy sprzęt, ludzi, technikę i narzędzia, żeby ocenić to zdarzenie i wyciągnąć wnioski. Dokonamy analizy minuta po minucie. Już rozpytujemy strażaków, którzy przybyli jako pierwsi - zapewnił.
Przyczyny pożaru badają biegli. Biorą pod uwagę trzy hipotezy: zaprószenie ognia, zwarcie instalacji i podpalenie. Zdaniem strażaków zawiniła też konstrukcja budynku. Wyniki ekspertyzy poznamy jednak dopiero po kilku tygodniach.
Wciąż nie jest znana dokładna liczb ofiar. W budynku znaleziono 21 zwłok, ale wciąż nie wszyscy z pozostałych 56 zameldowanych w hotelu zgłosili się na policję.